To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Spojrzała mu w oczy. - Ale gdybym przeforsowała swoje pomysły i ty spałbyś na przy kład w fotelu... - Powiedziałem, daj spokój temu wszystkiemu. - Nie mogę. - Ukryła twarz w zgięciu jego ramienia. - Rosy. Wypowiedział jej imię jak nigdy dotąd. Nuta, jaka za brzmiała w jego głosie, normalnie wywołałaby u niej od ruch ucieczki, tym razem jednak Rosy poczuła, że nie chce wracać do chłodu i samotności swojej połowy łóżka. - Rosy. Jego gorący oddech owionął jej ucho i kark. Przeszedł ją dreszcz rozkoszy. - Rosy. Jego głos zmieniał się z sekundy na sekundę. Teraz był głęboki, chropawy i nieco zdławiony, a równocześnie nie pewny i czuły. Guard musnął ustami jej szyję. OŻEŃ SIĘ ZE MNĄ 129 Usłyszała bicie swego serca, które poczęło wyrywać się z piersi. - Rosy, na pewno wiesz, co się stanie, jeżeli natych miast nie każesz mi się odwrócić do siebie plecami... Kazać mu się odwrócić? Wyrzec się jego ust, dotyku jego dłoni, ciepła jego ciała? Przenigdy! Z miejsca, gdzie się znalazła, mogła iść tylko prosto przed siebie. Zaraz też uczyniła pierwszy krok. Oplotła go ramionami i przylgnęła piersią do jego owłosionego torsu. - Guard. Jego oczy ściemniały, a w źrenicach pojawiły się nie bezpieczne błyski. Dostrzegła w tym rozkoszną groźbę, która tyleż wabiła, co napełniała lękiem. Zagryzła dolną wargę. - Nie rób tego - szepnął, zlewając dźwięki. A potem jego usta same ustanowiły podział i rozłączność jej warg, stając się autonomicznym źródłem nieziem skiej przyjemności. Nikt jeszcze jej tak nie całował. Tak namiętnie, żarliwie, z taką niecierpliwością. Ale zdumiała ją przede wszystkim gwałtowność własnej namiętności. Jak gdyby jej uwolnio ne spod kontroli zmysły chciały wziąć odwet za lata uwię zienia w karbach dyscypliny czy też raczej uśpienia w hi pnotycznym transie. Wpiła się wargami w jego usta, wczepiła palcami w je go ciało i wciąż było jej mało. Chciałaby wręcz przenik nąć go językiem na wskroś i opleść mackami niczym ośmiornica. Kiedy na chwilę ich usta rozłączyły się, Guard zanurzył twarz w pierzastej puszystości jej włosów i wyszeptał: - Mój Boże, Rosy, ty czarodziejko... 1 3 0 OŻEŃ SIĘ ZE MNĄ Nie dokończył. Nie pozwoliła mu na to. Odrzuciła do tyłu głowę, wygięła się w łuk i podała mu swoje piersi. Na chwilę zamarł. A potem jął ssać, drażnić i gryźć różowe zwieńczenia sutek. Poczuła, że krążące w niej soki spływają ku tym dwóm punktom jej ciała. I stała się rzecz dziwna, a przecież w ja kimś sensie zrozumiała. Im szczodrzej dzieliła się swymi sokami, tym coraz większy ogień ją trawił, tym silniejsze przepełniało ją pragnienie. Wbiła się paznokciami w ciało mężczyzny. Wyczuł jej wzrastającą gotowość i ruchem dłoni prze sunął centrum dręczącego pożądania z piersi na wzgórek łonowy. Jęknęła, zdumiewając się, że posiada struny, o ist nieniu których nawet nie śniła. Po chwili cała już roz brzmiewała rytmiczną melodią. Wibrowała. Wiła się. Ko łysała się jak wodorost poruszany głębinowymi prądami. Zalała ją fala rozkosznego gorąca. Zwilgotniała i zaczę ła parować. Konwulsyjnie ścisnęła udami jego pośladki, a potem kilka razy w rytmicznych odstępach ponowiła uścisk. Całe jej ciało roztapiało się w drżącej ekstazie. Poczuła, że całym swoim jestestwem rozchyla się i roz wiera. Jej serce waliło w pościgu za rozkoszą, a wzrok omdlewał w przyzwoleniu. Wszystko w niej drżało, płonę ło, przeobrażało się. Jego oddech owiewał jej skórę, lecz nie przynosił ukojenia, tylko jeszcze wzmagał pragnienie. - Guard, teraz, teraz... proszę... już dłużej nie wy trzymam. Wykrzykiwała te słowa, lecz chyba nawet nie była tego świadoma. Coś działo się poza nią, niezależnie od jej woli, czucia i chcenia, coś, co uzyskało pełną autonomię i do magało się, żądało należnej sobie daniny. Guard drażnił się OŻEŃ SIĘ ZE MNĄ 1 3 1 z tym czymś, gdyż uklęknąwszy pomiędzy jej nogami i prezentując swoją gotowość, powiedział: - Powtórz, Rosy, powtórz, że mnie pragniesz. Od podbrzusza po jej ciele rozchodziły się fale upojnego gorąca. Sutki napęczniały, jakby za chwilę miały trysnąć sokiem. Krzyż zdawał się być rozpalonym prętem. Czuła mrowienie, palenie w wielu różnych miejscach. Jeśli za chwilę to nie ustanie, zacznie chyba wyć i rzucać się jak opętana. - Tak, tak, tak, chcę ciebie. Spoglądał na nią z wyżyn swej triumfującej męskości. - Jesteś taka mała, Rosy, taka maleńka... Wyciągnęła ku niemu ręce, a on opadł na jej brzuch i piersi. Oplotła go ramionami i nogami. Przywarła do nie go, niczym bluszcz do ściany. Wstrzymała oddech. Czekała całą wieczność. Przynajmniej tak się jej wyda wało. A potem nagle rozdarł ją piorun. I cisza. Bezruch. Uspokojenie. Guard był w niej i oczekiwał, aż ona go za akceptuje. Uderzyły na nią poty. Wyrzuciła biodra do przodu. Wówczas i on drgnął, a z tego drgnienia narodził się rytm, cała gama cielesnego ruchu. Kiedy udało się jej dostroić do ruchów kochanka, po dziękował jej najdzikszym z pocałunków. - Guard-jęknęła. - Rosy... Wbiła paznokcie w skórę na jego plecach. Gryzła jego ucho. Opanowała ją wizja, iż Guard chowa się w niej cały. Ich ruchy stawały się coraz szybsze i szybsze. Zaczę ła wydawać dziwne, ochrypłe dźwięki. Wiedziała, że umie ra, lecz było to rozkoszne umieranie. Miało w sobie 132 OZEN SIĘ ZE MNĄ słodycz omdlenia, jasność fajerwerków i uniesienie zwy cięstwa. Nagle pchnął raz i drugi tak silnie, że niemal przebił ją na wylot. Krzyknął. Palące soki wypełniły jej wnętrze i wylały się na pośladki i uda. Znieruchomieli, dysząc. Dopiero teraz poczuła ciężar jego ciała. Jednak on jakby to odgadł i nieznacznie uniósł się na łokciach. Patrzył z góry na jej wpółomdlałą twarz. Ale ona właśnie wydobywała się z omdlenia. Zalała ją jasna świadomość tego, co się stało przed chwilą. Boże, jak w ogóle mogło do tego dojść! Oddała się mężczyźnie, który jej nie kochał, który jej nawet nie lubił. - Rosy... Odwróciła głowę i zawiesiła wzrok na krawędzi nocne go stolika. - Cóż, teraz już Edward nie będzie mógł utrzymywać, że nasze małżeństwo jest czystą fikcją. Poczuła, że Guard sztywnieje. - Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia? - spy tał zdławionym głosem. Milczała. Miała do powiedzenia dużo, dużo więcej, lecz okazało się, że wbrew pozorom nic nie jest tak trudne jak mowa. Guard przesunął się na własną połowę i zgasił światło. - Śpij, Rosy. Najwyższy czas zasnąć. Zwinęła się w kłębuszek. Po kilku minutach usłyszała jego regularny oddech. Guard spał. Czy przed zaśnięciem coś pojął, coś zrozumiał? Czy zrozumiał, że nigdy, ale to przenigdy nie oddałaby się tak zupełnie mężczyźnie, które go by nie kochała? OŻEŃ SIĘ ZE MNĄ 133 Rosy powoli uniosła powieki. Odetchnęła z ulgą. Była sama. Sama w łóżku i sama w pokoju