To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
– Nawet prezydent – mówił Briskin – musi przestrzegać prawa, bez względu na władzę, jaką dysponuje, nie może naruszać ustalonych reguł. – Umilkł na chwilę, po czym rzekł z wolna: – Wiem, że w chwili obecnej FBI z rozkazu Leona Laita, protegowanego Maksa Fischera, próbuje zamknąć stacje, aby mnie uciszyć. Max Fischer ponownie wykorzystuje władzę i agencję policyjną do własnych celów, traktując je jako przedłużenie... Max chwycił słuchawkę. – Słucham, panie prezydencie – zabrzmiał natychmiast znajomy głos. Mówi generał Tompkins DŁ. – A cóż to znowu? – zdumiał się Max. – Dowódca Łączności, armia 600-1000. Z pokładu statku „Dwight D. Eisenhower”, przyjmuję rozkaz przez nadajnik na stacji Pluton. – Ma się rozumieć – odrzekł Max, kiwając głową. – Bądźcie w gotowości, zrozumiano? Czekajcie na dalsze instrukcje. – Zasłonił słuchawkę ręką. – Leon – zwrócił się do kuzyna, który uporawszy się z cheeseburgerem, skoncentrował uwagę na koktajlu truskawkowym. – Co mam zrobić? Chodzi o to, że Briskin mówi prawdę. – Powiedz Tompkinsowi – odparł Leon. Beknął i postukał się pięścią w klatkę piersiową. – Przepraszam. – Istnieje możliwość, że zwracając się do was, ryzykuję życie – mówił na ekranie Jim Briskin. – Musimy spojrzeć prawdzie w oczy: mamy prezydenta, który nie zawahałby się przed morderstwem, aby dopiąć celu. Oto taktyka polityczna tyranii i właśnie tego jesteśmy świadkami: narodzin tyranii, która zastąpi w naszym społeczeństwie racjonalne, bezinteresowne rządy Unicefalonu 40-D, homeostatycznego urządzenia do rozwiązywania wszelkich problemów, zaprojektowanego, skonstruowanego i wprowadzonego w użycie przez najwybitniejsze umysły, umysły oddane zachowaniu wszystkiego, co w naszej tradycji wartościowe. Przejście z tego stanu do jednoosobowej tyranii jest, delikatnie mówiąc, smutne. – Nie jestem w stanie nic zrobić – stwierdził cicho Max. – Dlaczego nie? – odparł Leon. – Nie słyszałeś, co powiedział? On mówi o mnie. Ja jestem tyranem, którego dotyczy ta przemowa. Rany. – Max odwiesił czerwoną słuchawkę. – Zbyt długo zwlekałem. – Ciężko mi to przyznać – dodał Max. – Ale... do diabła, to potwierdziłoby jego racje. – Wiem, że tak czy inaczej mówi prawdę, pomyślał Max. Lecz czy oni o tym wiedzą? Czy widzowie są tego świadomi? Nie mogę dopuścić, aby dowiedzieli się prawdy o mnie, uznał. Powinni podziwiać swego prezydenta, szanować go. Oddawać mu należne honory. Nic dziwnego, że tak fatalnie wypadłem podczas badań Telscanu. Nic dziwnego, że Jim Briskin postanowił wystartować przeciwko mnie w wyborach, gdy dowiedział się, że przejąłem władzę. Oni wiedzą, wyczuwają prawdę, wyczuwają, że Jim –Jam nie kłamie. Nie pasuję tutaj. Nie nadaję się na prezydenta, pomyślał. – Słuchaj, Leon – powiedział. – Pokażę temu Briskinowi, po czym ustąpię. To będzie moje ostatnie oficjalne posunięcie. – Jeszcze raz podniósł czerwoną słuchawkę. – Każę im zrobić z Briskina miazgę i niech kto inny zostaje sobie prezydentem. Kogo tylko wybiorą ludzie. Choćby Pat Noble albo ty, wszystko mi jedno. – Potrząsnął telefonem. – Hej tam, De-eŁ – powiedział głośno. – No dalej, odpowiadaj. – Zwrócił się do kuzyna: – Zostaw mi trochę koktajlu, połowa jest moja. – Pewnie, Max – odrzekł lojalnie Leon. – Czy nikogo tam nie ma? – rzucił do słuchawki Max. Czekał. Telefon w dalszym ciągu był głuchy. – Coś tu nie gra – powiedział do Leona. – Łączność wysiadła. To pewnie znowu ci obcy. Wówczas jego spojrzenie padło na ekran telewizora. Obraz zniknął. – Co się dzieje? – rzucił Max. – Co oni ze mną wyprawiają? I kto za tym stoi? – Przerażony rozejrzał się wokół. – Nic nie rozumiem. Leon ze stoickim spokojem pił koktajl. Wzruszył ramionami na znak, że nie zna odpowiedzi, lecz jego mięsista twarz pobladła jak ściana. – Za późno – stwierdził Max. – Z jakiegoś powodu jest już za późno. – Powoli odłożył słuchawkę. – Mam wrogów, Leon, potężniejszych niż ty i ja. I nawet nie wiem, kim oni są. – Siedział w milczeniu przed pustym ekranem telewizora. Czekał. – Pseudoautonomiczny biuletyn informacyjny – huknęło z głośnika telewizyjnego. – Proszę wstać. – Po czym znów zapadła cisza. Rzuciwszy przelotne spojrzenie na Eda Fineberga i Peggy, Jim Briskin zamarł w oczekiwaniu