To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
I choć nowo zdobyta wiedza wypalała jej dziurę w mózgu, Herbina musiała zachować ją dla siebie, przynajmniej przez jakiś czas. Jutro stawimy czoło Alpowi, pomyślała. Tak dokładnie zrobimy. Zmusimy go, by zdradził nam swój plan, a potem zagrozimy, że wszystko ujawnimy, chyba że odwróci zaklęcie, które rzucił na Barry'ego. Czekając na męża, niepostrzeżenie zasnęła. Gdy podchmielony Barry zjawił się w końcu u siebie, zachwycił go widok skulonej w łóżku Herbiny. Nie był jednak w stanie czegokolwiek z tym zrobić. Stek bełkotliwych wulgaryzmów, jakie wyrwały się z jego ust (mętnie kojarzących 252 się z kradzieżą), przebudził Herbinę, która jednak była żoną Barry'ego dość długo, by wiedzieć kiedy udać sen. W porządku, pomyślała. Powiem mu przy śniadaniu. Niestety, madame Pons wcześnie wstawała — wolała, by żaden z uczniów nie zobaczył jej wymykającej się z gabinetu dyrektora w nocnym stroju - toteż Herbina wciąż jeszcze smacznie spała, gdy bibliotekarka odkryła co się stało. 0 świcie stadko złowieszczych wróbli opłacanych przez dyrektora delikatnie odrzuciło kołdrę, dźwignęło Herbinę 1 uniosło ją w dal. ROZDZIAŁ 16 Dobrze się stało, że Herbina nie do końca zrozumiała Barry'ego, w przeciwnym razie wpadłaby w szał. To, co knuli dwaj Trotterowie, groziło wydaleniem ze szkoły. Co prawda, nie przejęliby się tym specjalnie — Barry z radością uwolniłby się od niekończących się odwołań do Funduszu Absolwentów, a co do mieszanych uczuć Nigela, wiadomo nam o nich aż za dobrze. Lecz Herbina byłaby wstrząśnięta. Władza powróciła; odkąd profesor Blablabla objął rządy, szkoła wyglądała niemal jak za dawnych czasów. Od pełnego tygodnia nikt nie zginął, lekcje odbywały się zgodnie z planem, choć nie można tego do końca powiedzieć o nauce, i Hokpok przeistoczył się w pogodną, dobrze funkcjonującą instytucję. Budowa parku rozrywki przyspieszyła; wyglądało na to, że Hokpok: Cała Prawda faktycznie zostanie otwarty w święta, a może nawet parę godzin wcześniej. Dawne czasy przypominało też stałe zamieszanie, któremu przewodził Barry Trotter. Choć rozwiązanie drużyny 254 Gramtonu po incydencie z ąuitkitem ekstremalnym sprawiło, że szansę zdobycia Pucharu Domów* początkowo zmalały, istniały inne sposoby zdobycia punktów, przede wszystkim zbieranie pieniędzy na cele charytatywne. (Ulubioną organizacją charytatywną Graffitonu była miejscowa Piwnica Eliksirów, dostarczająca składniki klątw wiedźmom zbyt ubogim, by stać je było na zakup). A po zniknięciu odwiecznej przeszkody w postaci Serwusa Snajpera (mógł sobie wymierzać kary w lochach Aztalanu) Barry był zdecydowany raz jeszcze zdobyć puchar dla Graffitonu. Wybrał zatem grupkę chłopców i dziewcząt obdarzonych odpowiednią^0zV de vivre (co znaczyło, że często wagarowa-li) i zaczął przekazywać im wszystko, co wiedział. Nigel, choć zazwyczaj prawomyślny — brakowało mu magii niezbędnej do psot - także został do niej wciągnięty i z kolei nalegał, by do gangu dołączył również Junior. Barry przekazał im tajniki „turlania" koboldów, póki te nie oddadzą swego złota, a także wyszukiwania paserów dość naiwnych, by zechcieli je kupić. Z pomocą kilku uczniów zorganizował niezłą akcję pobierania od miejscowych smoków haraczy „za ochronę". Wkrótce uczniowie także wciągnęli się w sprawę i zaczęli wymyślać własne plany. Junior zmienił kolor garści aspiryn na niebieski, a Nigel * Kiedyś, w mglistej przeszłości szkoły, starożytne trofeum sportowe nieznanego pochodzenia zostało wybrane na totem przewodnictwa wśród Domów. Spekulacjom na temat, do kogo należało i czemu wybrano właśnie je, poświęcono niezliczone godziny. Większość domysłów była jednak zbyt obrzydliwa, by je tu przytaczać. 255 sprzedał je klientom „Pod Żołędzia Dzika" jako „magiczną viagrę". Barry był z nich bardzo dumny. Nawet Hamgryz zgodził się pomóc. Wykorzystując jego legendarną więź ze zwierzętami - sekret Hamgryza polegał na tym, że pozwalał im się gryźć, ile tylko zechciały - założyli Gryzące Zoo: miejscowe dzieci przychodziły na niewielki padok obok chaty olbrzyma, nadstawiając się łakomym stworzeniom. Przydało im się także maniakalne upodobanie Hamgryza do destylacji. Olbrzym zawsze próbował uzyskać z najróżniejszych substancji dający kopa alkohol. Jego ostatnim osiągnięciem był samogon ze stokrotek, a wcześniej z pasty do zębów. Olbrzym przekazał Barry emu i jego grupie kilkanaście galonów wódki stokrotkowej. Sprzedawali ją z kramu tuż poza granicą Hogsbiede (by uniknąć monstrualnych podatków lorda Vielokonta). Szczycili się faktem, że nikt, kto kupił kubek „żółtego zagrożenia", nie zdołał przejść bez padnięcia więcej niż dziesięciu metrów. Jak zwykle, Hamgryz wychlał połowę zapasów, lecz zyski ze sprzedaży reszty wystarczyły, by kupić Puchar Domów. Barry i jego kipiący radością wspólnicy mogli odprężyć się w Grocie Sir Gobryka