To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Hmm, to wskazuje na obecność kwasów. - Jakich kwasów? - Nie wiem. Będziemy musieli przeprowadzić wszystkie badania. Najpierw wsadzimy próbkę do wirówki i zobaczymy, czy się coś wytrąci. Widziałeś jakiś osad na zlewie Bodine'ów albo w wannie? - Ani śladu. W końcu to się pojawiło zaledwie parę dni temu, za mało czasu, by się zdążył odłożyć osad. Dan włączył wirówkę i patrzyliśmy, jak się w niej kręci woda ze studni Bodine'ów. - Oglądałeś mecz we czwartek? - Nie, u pani Huntley pękła rura. Dan masował sobie kark. - Też nie widziałem, siedziałem pół nocy i sprawdzałem nawozy. Rheta przeszła przez laboratorium, niosąc naręcze dokumentów i teczek. Z bliska dobrze widziałem jej oryginalną urodę. Miała trochę za mały nos i zbyt szerokie usta, ale te drobne braki nadrabiała uroczym uśmiechem. - Lubię mężczyzn, dla których praca jest wszystkim - powiedziała z udanym namaszczeniem, jakby miała zamiar wręczyć nam medale. - Świadczy to o odpowiedzialnym, uczciwym charakterze. - Cały ja. Najpierw rury, potem przyjemność - odparłem. Dan wyjął próbkę z wirówki i włożył ją do spektroskopu. Pracował powoli, metodycznie i wiedziałem, że skończy analizy najwcześniej za cztery godziny. Gdy elektryczny zegar na ścianie laboratorium pokazał siódmą, mój pierwotny entuzjazm zaczął przygasać, byłem coraz bardziej znudzony i głodny, marzyłem o piwie. Na zewnątrz zapadła już noc, tak że w oknie widziałem swoje odbicie, jak siedzę na wysokim stołku, z podbródkiem opartym na dłoniach. Rheta już niemal skończyła porządkowanie probówek, pipet i innych przyrządów. - Czy to naprawdę odpowiednia praca dla takiej dziewczyny jak ty? - spytałem, gdy chowała palnik Bunsena. - Czemu nie zajmiesz się czymś ciekawszym, choćby tańcem brzucha? Z taką urodą mogłabyś zrobić karierę w Playboyu. - Wierz mi - odparła, zamykając szafkę - badanie próbek zarazy świńskiej jest o wiele ciekawsze niż podawanie koktajli takim rozpustnikom jak ty. - Dlaczego od razu rozpustnik? Bo wyobrażam sobie, jak byś wyglądała w obcisłym, atłasowym kostiumie z króliczym ogonkiem? Może kolacja dziś wieczorem? - Jaka kolacja? - spytała, rozpinając fartuch. - Co tylko zechcesz. - Wzruszyłem ramionami. - Ryby i białe wino “U Fritza i Foxa” albo hamburgery w “Barze Conna”. - Taki to pożyje - powiedziała z dobroduszną złośliwością. - No więc dzięki, ale nie. Umówiłam się na dziewiątą z Kennym Packerem. - Tym piłkarzem? Twardzielem Packerem? - Tak, z nim. - On przypomina różową górę mięsa. - Ej wy! - zawołał Dan i nie podnosząc oczu znad mikroskopu, skinął na nas. - Chodźcie popatrzeć. Odsunął stołek tak, byśmy mogli zajrzeć w okular. Spojrzałem pierwszy i zobaczyłem plątaninę kształtów pływającą w morzu oślepiająco jasnego światła. Później Rheta obserwowała preparat przez parę minut w milczeniu, poprawiając ostrość lub przesuwając obiektyw w inną stronę. W końcu się wyprostowała i zmierzyła Dana skupionym, pytającym spojrzeniem. Dan pokręcił głową, jakby nie wiedział, co powiedzieć czy zrobić. - Może byście mi wyjaśnili, o co tu chodzi? - spytałem niecierpliwie. - Widziałem tylko maleńkie, wijące się przecinki. - Takie wijące się drobiny trafiają się nawet w najczystszej wodzie. - Dan pokiwał głową. - Filtrowanie i oczyszczanie nigdy nie usunie wszystkich mikroorganizmów. W sumie są nieszkodliwe, co dzień wypijasz ich miliony. - Co ty wyprawiasz? Chcesz mi obrzydzić kolację? - W żadnym razie. Ale to, co widziałeś w tej próbce wody, powinno obrzydzić Bodine'om ich kolację. - Co to jest? Coś poważnego? - Trudno stwierdzić. - Pogładził łysą czaszkę. - Na pierwszy rzut oka wydają się tylko niezwykle rozwiniętymi mikroorganizmami. Ale jeśli im się dokładniej przyjrzeć, widać, że są znacznie bardziej złożone niż normalne organizmy i mikroby żyjące w studniach. Wyglądają, jakby miały prosty układ oddechowy i wydzielały z siebie substancję, która rozpuszcza się w wodzie. Oparłem się o jeden z wysokich stołków. - I to ona zabarwia wodę? - Tak sądzę. Tak, niemal na pewno. - I czym są te przecinki? Widziałeś takie już kiedyś? - A ty? - Dan zwrócił się do Rhety. - Widziałaś je już kiedyś? W milczeniu pokręciła przecząco głową. - Mnie nie przypominają niczego znanego. To żadna z bakterii, które zwykle trafiają się w wodzie, i z tego, co do tej pory widziałem, a nie miałem dość czasu, by prześledzić ich pełen cykl życiowy, uważam, że wiodą bardzo niezwykłą egzystencję. Produkują wręcz ogromne ilości tej zielonożółtej substancji. Popatrz na nie jeszcze raz. Gdybyśmy to my, ja czy ty, wydzielali coś takiego w tym tempie, to wylewałoby się z nas dwadzieścia galonów na godzinę. - Zrobiłem minę pełną obrzydzenia, ale Dan ciągnął: - No, popatrz jeszcze raz. Pochyliłem się nad mikroskopem i ż uwagą wpatrywałem w próbkę wody. Teraz, kiedy wiedziałem czego szukać, z łatwością dostrzegłem organizmy, o których mówił Dan. Były przezroczyste, ale wszystkie o podobnym kształcie, przypominającym konika morskiego. Zauważyłem ich układ oddechowy. Skrzelami wchłaniały wodę, która przepływała przez przezroczyste ciała, i wypływała z drugiego końca jako żółtawa ciecz. Zatem może i miałem trochę racji, gdy biorąc próbkę w domu Bodine'ów, porównałem płyn do moczu. Kształt tych organizmów bardzo mnie przeraził. Choć widziałem je pod mikroskopem, to jednak sprawiały wrażenie potworów. W części, którą uznałem za głowę, miały wyrostki przypominające skręcone rogi, grzbiety były porowate. Przez cały czas, bez końca, wiły się, gięły i pływały. Wtem przypomniałem sobie, że oblizałem palec zanurzony w tej wodzie, i aż mnie zemdliło. Wyprostowałem się i spoglądałem to na Dana, to na Rhetę. - Możecie je zidentyfikować? - spytałem. - Znacie metody rozpoznawania czegoś takiego? - Musimy spróbować - odparła dziewczyna. - Są całe tysiące mikroorganizmów i przejrzenie wszystkich podręczników zajmie sporo czasu. Ale tak się składa, że to moja specjalność i na bieżąco śledzę wszystkie najnowsze odkrycia. Nie przypominam sobie, by ktoś kiedykolwiek donosił o takim znalezisku. Wyjąłem z kieszeni cygaro i zgryzłem końcówkę w celofanowej osłonie. - Niczego wam to nie przypomina? Dan pochylił się nad mikroskopem, by jeszcze raz się przyjrzeć preparatowi. Kilkakrotnie nastawiał ostrość, ale w końcu usiadł i przecząco pokręcił głową. - W tej chwili nie potrafię powiedzieć niczego konkretnego. Gdyby to nie była absolutna bzdura, uznałbym, że przypominają jakieś żyjątka morskie. - Też tak pomyślałem - wtrąciłem. - Przypominają koniki morskie