To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Może ty nie mężczyzna. Pokaż, co masz pod szatami. Sięgnął przez stół w stronę Vergora. Ten wstał nagle i palnął pijanego otwartą dłonią w ucho tak mocno, że poleciał on pod przeciwległą ścianę. Gramolił się niezdarnie z ziemi wyciągając kindżał z pochwy. - Ach, ty przeklęty mnichu - ryknął - zapłacisz mi za to! Nagle jeden z ucztujących zastąpił mu drogę. - Nie w mym domu, Garwerze! Obrażasz mnie i mego gościa. Garwer po chwili zastanowienia schował nóż do pochwy. - Dobrze. A więc jutro o świcie mnichu. Na dziedzińcu. Vergor skinął głową. Stanęli naprzeciw siebie otoczeni kręgiem rycerzy. Ciało Garwera zakute było w zbroję wykutą ponoć przed wiekami w kuźniach Rewindu. Mówiono, że nie ma na świecie broni, która potrafiłaby zabić człowieka nią okrytego. Garwer zaśmiał się głośno. - Módl się mnichu. Nie zostało ci wiele życia. Zatrzasnął przyłbicę, a pachołek podał mu długi, ciężki miecz i prostokątną tarczę z rysunkiem lwa o trzech głowach. Vergor stał naprzeciw swego wroga odziany jedynie w lekki półpancerz, z gołą nie osłonioną hełmem głową. Włosy rozwiewał mu porywisty wiatr. W dłoni ściskał miecz krótszy i lżejszy od tego, jaki miał jego przeciwnik, tarczę odrzucił na bok. - Módlmy się za duszę tego szaleńca - szepnął jeden z rycerzy do swego sąsiada. Garwer ruszył naprzód i zadał pierwszy cios, Vergor zatrzymał go swym mieczem i cofnął się o krok. - Chcę z tobą żyć w pokoju - powiedział. Dosłyszał stłumiony śmiech swego wroga. - Cóż to, strach cię oblatuje? - zadudniło spod przyłbicy - Vergor Zajęcze Serce, he, he. Ach ty bezpłodne łajno! Znów zamachnął się do ciosu, ale Vergor uderzył w jego tarczę, a ta rozpękła się na kawałki. Miecz Garwera zamiast spaść na głowę mnicha, zakręcił się w powietrzu i wbił ostrzem w ziemię. Vergor zadał krótki cios, który wydawał się lekki, ale rozłupał hełm Garwera na pół, przeszedł przez pancerz i utknął dopiero w piachu. Ciało rycerza rozpadło się na dwie połowy, a Vergor stał oparty na mieczu przyglądając się fontannom krwi zraszającym dziedziniec. - Świadczę, że wyklęty Vergor złamał piąty nakaz Świętej Księgi i nie odbył pokuty. - I ja świadczę. - I ja świadczę. Vergor milczał wpatrzony w mówiących mnichów. - O co oskarżacie jeszcze wyklętego Vergora? - spytał Mistrz. - Świadczę, że winien jest śmierci żony zabitego przez siebie Garwera, która umarła w rozpaczy. - I ja świadczę. - I ja świadczę. - A ja świadczę przed wami i przed tym, który nad nami czuwa - rzekł Mistrz - że zasłużył na śmierć. - I my świadczymy - odezwał się chór głosów. VI „Nigdy nie pojmiesz sobie kobiety za żonę ani z żadną rozkoszy zażywać nie będziesz” Vergor wszedł do małego pomieszczenia, gdzie na zydlu siedział stary, siwy mężczyzna. - Witaj świątobliwy ojcze - rzekł pochylając lekko głowę. Starzec spojrzał na niego przelotnie. - Witaj - odparł. Vergor przysunął sobie drugi zydel spod okna i siadł naprzeciw kapłana. Milczeli przez chwilę. - Wiem, z czym przychodzisz - powiedział starzec - i moja odpowiedź brzmi: nie. - Zastanów się świątobliwy ojcze. - Byłeś mnichem, a teraz jesteś odstępcą i wyrzutkiem. Nie udzielę ci ślubu. - Czy to twe ostatnie słowo? - Tak. Vergor klasnął w dłonie i do pomieszczenia weszło dwóch niewolników. Jeden z obnażonym mieczem w ręku. Starzec pobladł. Vergor podszedł do drugiego ze sług i wyjął z jego dłoni pękaty mieszek. Struga złota popłynęła na posadzkę. - Wybieraj świątobliwy ojcze. Połączysz mnie z kobietą, której pragnę i złoto tu zostanie, nie uczynisz tego - spotka cię kara. Starzec milczał. - Ślub udzielony pod przymusem nie będzie ważny - powiedział drżącym głosem. Vergor uśmiechnął się lekko. - Dla mnie będzie ważny. Więc jak, ojcze? Sługa z mieczem w dłoni przybliżył się o krok. Kapłan spojrzał na lśniące ostrze i jeszcze mocniej pobladł. - Spełnię twe żądanie. - Dziękuję świątobliwy ojcze - Vergor pochylił głowę. Skinął na niewolników i wyszli razem z nim zostawiając rozsypane na podłodze złote monety. Po ceremonii zaślubin służące powiodły oblubienicę do sypialnej komnaty. Rozdziały swą panią, rozczesały jej włosy i namaściły pachnidłami ciało. Gdy leżała już naga okryta śnieżno-białą pościelą, otworzyły się boczne drzwiczki i do pomieszczenia wszedł Vergor w białej spływającej do ziemi nocnej szacie. Służące skłoniły się nisko i wyszły cicho z komnaty gasząc po drodze płonące świece. Vergor w ciemności, która zapanowała, zdjął nocną szatę i nagi wślizgnął się pod pościel i położył obok żony. Pocałował ją delikatnie w usta. - Boję się mój drogi - szepnęła. Przytulił ją do siebie i poczuł serce łomoczące jak u schwytanego ptaka. Objęła go za szyję przyciskając twarz do jego twarzy. Jasne sploty włosów zasłoniały twarz Vergora i poczuł delikatny, słodki zapach jej ciała. - Powiedz, że zawsze będziesz ze mną. Powiedz, że mnie nie opuścisz. Wspomniał niewyraźne sylwetki, jakie przemykały czasem przez dziedziniec jego pałacu, ciche stąpania, które słyszał budząc się w nocy, przygłuszone szmery dobiegające czasem spod drzwi i pomyślał, że chwila, gdy przywiodą go przed oblicze Mistrza, jest już bliska. Nie zamierzał poddać się bez walki, ale wiedział, że droga jego życia schodzi już na skraj bezdennej przepaści. Los nie zna litości i teraz, gdy wreszcie stało się to, o czym marzył, gdy wreszcie jego serce zabiło żywiej, gdy otworzyły się nieznane doznania, właśnie teraz śmierć była tak blisko jak nigdy. - Dlaczego nic nie mówisz? - spytała. Jej głos wyrwał go z rozmyślań. - Zawsze będę chciał być przy tobie - powiedział całując ją w usta. - Świaaczę, że wyklęty Vergor złamał szósty nakaz Świętej Księgi i nie odbył pokuty. - I ja świadczę. - I ja świadczę. Vergor leżał na posadzce z twarzą przyciśniętą do ziemi. - O co oskarżacie jeszcze wyklętego Vergora? - spytał Mistrz