To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Jesteś kumplem, czy nie jesteś? Może kiedyś ja będę potrzebował na nocleg i żarcie. Całkiem prawdopodobne, że będę potrzebował... Urwałem. Tego ostatniego nie zamierzałem. - Chcę, żebyśmy pojechali gdzieś autostopem. - Masz zamiar... tego? - Nie mam żadnych zamiarów - uciąłem. - Chcę, żebyśmy pojechali gdzieś autostopem. - Dokąd? - Zobaczysz. Powiem ci później. Zgódź się, Pietrucha, będziesz mi potrzebny. Powiedziałem to z naciskiem, patrząc mu w oczy. Mieliśmy swój specjalny sposób patrzenia, który sygnalizował, że sprawa jest poważna i nie należy stawiać pytań. - Obiecałem dziadkom... - wymamrotał. - Wykręcisz się jakoś. Zresztą, pojedziemy do nich, tylko trochę później. Zatrzymamy się gdzieś po drodze. Do kawiarni weszło nowe towarzystwo; dopiero kiedy usiedli, zauważyłem, że to Lilek z Jaremą i Albertem oraz Maryla i Baśka Molikowska. Kilka razy spojrzeli w naszą stronę. Pietrucha też ich poznał. - Może być draka - szepnął przechylając się nad stolikiem. - Nie będzie - uśmiechnąłem się. - Wiedzą, że jutro nie wyszliby z domu. A zresztą, niech spróbują. Pietrucha nie miał sprytu Borzyma ani jego bezwzględności, był jednak silny jak goryl. Mógł wziąć na siebie Lilka, a ja poradziłbym sobie jakoś z Jaremą i Albertem. Jestem chuderlak - w Raju nazywano mnie Szkielet - i krzepy dużej nie mam, ale potrafię się bić i raczej nie należę do bojaźliwych. Rajska sprawa. Kiedyś naparzałem się z Dudkiem, upłynęło pół godziny, zanim przy dusił mnie do ziemi, sam ledwo dyszał. Jaremą i Albert nie byli za bardzo odważni, chojraków strugali tylko przy Lilku. Parę razy miałem okazję przekonać się o tym na szkolnym dziedzińcu. Chciałem to wszystko powiedzieć Pietrusze, ale nie zdążyłem. Do kawiarni weszła Krystyna. Sporo głów zwróciło się w stronę drzwi, kiedy zatrzymała się w progu, bo wyglądała bombowo. Taka fura złocistorudych włosów rzuca się w oczy każdemu. - Znasz ją? - spytał Pietrucha. Nie odpowiedziałem. Lilek zerwał się od stolika i podszedł do Krystyny. Powiedział coś, biorąc ją pod rękę, ale Krystyna niecierpliwym ruchem uwolniła łokieć. Dałbym dychę, żeby się dowiedzieć, czy była tu umówiona z Lilkiem. Poszli razem do stolika, Krystyna usiadła nie witając się, skinęła tylko głową towarzystwu. Muzycy wrócili na podium po krótkiej przerwie, długowłosy blondynek zaczął śpiewać do mikrofonu „She is a woman”, naśladując interperatcję Toma Jonesa. Nawet nieźle mu to wychodziło. Lilek poprosił Krystynę. Odmówiła. Był zaskoczony, nie potrafił tego ukryć; wiedziałem, że mówi coś do Krystyny, a ta uśmiecha się i przecząco kręci głową. Poszedł na parkiet z Molikowską, Jaremą poprosił Marylę; Krystyna i Albert siedzieli naprzeciw siebie w milczeniu, ciągnąc przez słomkę napój firmowy. - Znasz ją? - powtórzył pytanie Pietrucha. - Z mojej klasy - odparłem. - Z dawnej klasy - poprawiłem się. - Na szczęście mam już ich wszystkich z głowy. - Klawa dziewczyna - powiedział z uśmieszkiem Pietrucha. - Chciałbym chodzić z taką. - Nic prostszego, stary - rzuciłem, skrywając niezrozumiałą dla mnie samego irytację. - Zatańcz z nią i się umów. Ona, zdaje się, lubi takich facetów jak my. - Trujesz... - mruknął. Trułem. Miała na pieńku z Lilkiem, ale nie ulegało wątpliwości, że była tu z nimi umówiona. Może Maryla lub Baśka zaaranżowały to spotkanie, żeby ich pogodzić. Gdyby nie chciała zgody, nie siadłaby przy ich stoliku. - Zatańcz z nią - usłyszałem szept Pietruchy. - Ty masz większe szansę, znacie się. - Wolę tę, z którą przedtem tańczyłem. Podniosłem się i ruszyłem pod ścianę do Marleny. Siedziała sama, ktoś wreszcie zabrał jej koleżankę na parkiet. - Krzysiek! Nie myślałam, że się tu spotkamy! - usłyszałem głos Krystyny. Cześć po raz drugi - mruknąłem. Zignorowała Alberta, chciałem wyminąć ich stolik. Krystyna wstała: - Zatańczymy? Chyba była pewna, że szedłem do niej. Wkurzyło mnie to. Miałem zamiar powiedzieć, że bawię się z kim innym, i wskazać Marlenę i nie zrobiłem tego, licho wie czemu. Poszedłem za nią na parkiet. Rytm był wolny, Krystyna objęła mnie za szyję. Podbródkiem dotykałem jej włosów, w nosie łaskotał zapach szamponu, zmieszany z innym jeszcze aromatem, którego nie potrafiłem określić. Było mi obrzydliwie dobrze z tym obejmowaniem za szyję, dobrze aż do wściekłości. - Nie jestem wieszak... - wymamrotałem. Zaśmiała się, przełożyła rękę z szyi na ramię. - Dlaczego mnie nie lubisz? - zapytała po chwili. Wszystkich lubię - burknąłem. - Kocham ludzkość. Znaleźliśmy się w pobliżu Lilka i Molikowskiej, przez sekundę Lilek i ja patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Spojrzenie Lilka i jego zaciśnięte w krechę wargi nie wróżyły pokoju między nami. Chyba będzie draka, pomyślałem, Pietrucha miał rację. I zaraz przyszło mi na myśl, że właśnie po to Krystyna wywlekła mnie na parkiet. - Co ci jest? - usłyszałem. Zapewne wyczuła moje napięte mięśnie, nagłą sztywność pleców. - Nic - odparłem. - Zgrabna kombinacja. Nie miałem z Lilkiem szans. Cięższy ode mnie o dobre dziesięć kilo, muskuły kulturysty i refleks co najmniej równie dobry jak mój. Widywałem go w akcji: załatwiał facetów z czwartej, starszych od siebie. Nawet Pietrucha nie miałby z nim łatwej przeprawy, a zresztą nie wyręczę się przecież Pietrucha w honorowej sprawie. Cholera. - Jaka kombinacja?... - Powiedz Lilkowi, że możemy, jeśli mu na tym bardzo zależy - rzuciłem oschle. - Ale tylko sami, bez świadków