To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Z łatwością sobie wyobraziłem, że może dyktować słone ceny za przyjemność jej towarzystwa. – Przybyłaś więc do Rzymu. I co dalej? – Zaczęłam go szukać, oczywiście. Najpierw poszłam do bankiera, przez którego przysłał mi pieniądze. Skierował mnie do obozu gladiatorów pod Neapolis. Rozmawiałam z właścicielem... trenerem... wy ich nazywacie lanistami. Powiedział mi, że Zanziba był w jego zespole przez jakiś czas, ale już dawno odszedł gdzie indziej. Nie wiedział dokąd. Większość gladiatorów to niewolnicy lub jeńcy, Zanziba był jednak wolny i szedł tam, gdzie mógł więcej zarobić. Podążałam jego tropem, kierując się zasłyszanymi po drodze informacjami. Trafiałam zawsze w kolejny ślepy zaułek i musiałam zaczynać od nowa. Jeśli jesteś tak dobry, jak ludzie o tobie gadają, Gordianusie, to bardzo byś mi się wtedy przydał. – Spojrzała na mnie, unosząc brwi. – Czy wiesz, ile w Italii jest szkół i obozów gladiatorów? – Przypuszczam, że wiele. – Całe setki, rozsiane po kraju. Przez ostatnie parę miesięcy zjeździłam Italię wzdłuż i wszerz, bezskutecznie szukając Zanziby... aż wreszcie trafiłam na człowieka, który go znał. Dowiedziałam się od niego, że brat jest teraz w zespole lanisty o imieniu Ahala, który ma swój obóz w Rawennie. Dodał jednak, że nie muszę jechać aż tam, ponieważ ludzie Ahali będą walczyć na igrzyskach pogrzebowych w Saturnii i to już nazajutrz. – Na pogrzebie Sekstusa Toriusza – wtrąciłem. – Tak. Nie mogłam opuścić Rzymu przed nocą i wyruszyłam dopiero ze świtem. Jechałam cały dzień. Dotarłam do Saturnii i na arenę akurat w chwili, gdy Zanziba rozpoczynał swój pojedynek... podekscytowana, wystraszona, bez tchu. Akurat na czas, by ujrzeć... – Jesteś pewna, że to był twój brat? – Oczywiście. – Przecież miał twarz zasłoniętą hełmem. Zulejka potrząsnęła głową. – W hełmie czy bez hełmu, od razu go poznałam. Po rękach i nogach. Po sposobie poruszania się. Zanziba musi mieć ukryte skrzydła, powiadał nasz pan z Aleksandrii... – Głos jej zadrżał, oczy zalśniły łzami. – Po tylu podróżach, po miesiącach poszukiwań... odnalazłam go tylko po to, by zobaczyć, jak umiera! Przymknąłem powieki, wspominając tę scenę: Nubijczyk leżący płasko na brzuchu, Gal unoszący miecz, podniecony tłum, fontanna krwi... – Przykro mi, że musiałaś to ujrzeć, Zulejko. Czy zajęłaś się jego zwłokami po igrzyskach? – Nie pozwolili mi nawet go zobaczyć! Poszłam do kwatery gladiatorów, ale lanista nie chciał mnie wpuścić. – Powiedziałaś mu, kim jesteś? – To go tylko jeszcze bardziej wrogo do mnie nastawiło. Odpowiedział mi, że mogę sobie być czyjąkolwiek siostrą, a i tak nie mam tam czego szukać. Wynoś się, wrzasnął, a jeden z gladiatorów zamierzył się na mnie mieczem... Uciekłam z płaczem. Powinnam chyba mu się postawić, ale byłam taka wstrząśnięta... Postawić mu się? Niemożliwe, pomyślałem. Zulejka może być wyzwolenicą, ale od tego droga jeszcze daleka do przywilejów rzymskiego obywatela, jak i do tych związanych z byciem mężczyzną. Tamtego dnia nikt w Saturnii nie ująłby się za nią przed lanistą. Westchnąłem ciężko, zastanawiając się zarazem, co właściwie ją do mnie sprowadza. – Twój brat postąpił szlachetnie, przysyłając ci pieniądze na wykupienie się z niewoli – powiedziałem. – Ale być może miał rację, że nie powinnaś go szukać. Życie gladiatora jest krótkie i brutalne. On je wybrał i przeżył je do jedynego możliwego końca. – Nie! – szepnęła, kręcąc głową i wbijając we mnie spojrzenie. – To nie był koniec. – Jak to? – To nie był koniec Zanziby – powtórzyła. – Nie rozumiem. – Zanziba nie umarł tamtego dnia. Wiem, bo go... widziałam! – Gdzie? Kiedy? – Wczoraj. Tu, w Rzymie, na rynku nad rzeką. Widziałam Zanzibę! Czy błysk w jej oku był oznaką podekscytowania, czy szaleństwa? – Rozmawiałaś z nim? – Nie. Był po drugiej stronie placu. Czyjś wóz zagrodził mi drogę, a kiedy tam dotarłam, jego już nie było. – Może się pomyliłaś – odrzekłem cicho. – Mnie się to często zdarza. Widzę znajomą twarz gdzieś w tłumie, przelotnie, i jestem przeświadczony, że to ktoś ze znajomych. Kiedy jednak przyjrzę mu się dobrze, okazuje się, że to tylko iluzja, pomyłka, gra światła. Znowu potrząsnęła głową. – Ilu mężczyzn podobnych do Zanziby widziałeś kiedykolwiek na rzymskich ulicach? – spytała. – Niewielu. Ale tym łatwiej pomylić takiego kogoś z twoim bratem. Każdy wysoki, muskularny człowiek o hebanowej skórze, widziany przelotnie z daleka... – Wcale nie przelotnie! Widziałam go wyraźnie... – Mówiłaś, że zasłonił ci go wóz. – Tak, ale już potem, kiedy starałam się go dogonić. Wcześniej widziałam go tak dobrze jak teraz ciebie. Poznałam jego twarz! To był Zanziba! Zastanawiałem się przez długą chwilę. – Zulejko, być może to, co widziałaś, było jego lemurem. Nie byłabyś pierwszą osobą, która napotyka nieukojonego ducha ukochanej osoby, snującego się w biały dzień po Rzymie. – To był żywy człowiek, nie lemur. – Skąd możesz to wiedzieć. – Kupował śliwkę na straganie. Powiedz mi, Gordianusie, czy lemury jadają śliwki? Starałem się ją zniechęcić, żądając za moje usługi takiej samej zapłaty, jaką biorę od ludzi pokroju Cycerona. Zulejka jednak zgodziła się bez wahania i od razu wpłaciła zadatek. Wydawała się wręcz dumna ze swoich możliwości finansowych. Uważała, że powinniśmy zacząć poszukiwania od Rzymu, z czym się zgodziłem, wybrałem się więc w swój zwykły obchód znajomych „uszu i oczu”