To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Musiałabyś pokazać prawo jazdy. W Bostonie czekałaś godzinę na samolot do Portland, a z lotniska wzięłaś taksówkę do miasta. Jeden z moich ludzi odnalazł kierowcę, który potwierdził twoją tożsamość. Pojechałaś do Używanych Samochodów Big Franka na Blake Street. Chciałaś mieć własny samochód, nie wypożyczony. Zorientowałem się wtedy, że jedziesz do konkretnego miejsca, gdzie się chcesz zatrzymać na dłuższy czas. Big Frank podał mi numer rejestracyjny, markę, model i kolor twojej toyoty. Zadzwoniłem do przyjaciela z komendy policji w Portland, żeby ogłosili komunikat, i za półtora dnia już cię mieli. Pamiętasz, jak brałaś benzynę w stacji Union 79, zaraz po przyjeździe do miasta? Przecież zapłaciła gotówką. Nie zostawiła żadnych śladów. - Nie popełniłam żadnych błędów. - Nie, ale chłopak, który nalewał ci benzynę, pasjonuje się komunikatami policji i ma świetną pamięć do numerów. Usłyszał tę wiadomość, zapamiętał twój samochód i numer rejestracyjny i zadzwonił do nich. Nie masz się czym martwić. Odwołałem ten komunikat. Mam teraz wielki dług wdzięczności wobec komendanta Aronsona z komendy w Portland. Rozmawiałem też z chłopakiem, który nalewał ci benzynę. Powiedziałem mu, że to była pomyłka, i dałem pięćdziesiąt dolarów. Nieźle się uśmiałem z nazwiska na twoim podrobionym dowodzie: Martha Clinton. - Ja też się śmiałam - przyznała Becky. - Kupiłaś go na ulicy w Nowym Jorku? - Tak. Podobało mi się nazwisko, a fotografia była trochę podobna. Kiedy przyjechałeś do Riptide? - Dwa dni temu. Zatrzymałem się w jedynym pensjonacie w tyra mieście, tam gdzie ty też nocowałaś. Scottie powiedział mi, że wynajęłaś dom starego Marleya. I to by było wszystko. - Dlaczego nie przyszedłeś tu od razu? - Chciałem poznać okolicę, poobserwować cię przez jakiś czas, zobaczyć, z kim rozmawiasz. Zawsze tak robię. Nie lubię się spieszyć, kiedy nie jest to konieczne. - Widzę, że dla ciebie to było bardzo łatwe, a więc FBI może też w każdej chwili zadzwonić do moich drzwi. - Nie, oni nie są tak bystrzy jak ja. Rzuciła w niego pustą filiżanką po kawie. Chwycił ją w powietrzu i postawił na stole. Miał dobry refleks. - Cieszę się, że nie podchodziłam do ciebie zbyt blisko. Mógłbyś mnie przygwoździć w jednej sekundzie. - Pewnie tak, ale nie o to chodzi. Nie przyjechałem tu, żeby cię skrzywdzić, tylko żeby cię chronić. - Być moim aniołem stróżem? - Właśnie. - Dlaczego nie sądzisz, że gliniarze i FBI mogą się tu zjawić w każdej chwili? - Oni muszą się stosować do zbyt wielkiej liczby przepisów i działać zgodnie z procedurą. - Adam uśmiechnął się szeroko. -Poza tym wskazałem im fałszywy trop. Później ci o tym powiem. - W takim razie, jeśli nie jesteś policjantem, to kim jesteś i kto cię wynajął, żebyś mi pomagał? - Tymczasem nie mogę ci tego zdradzić. Jest ktoś, kto chce, żebym pomógł ci wyjść z tego bagna, w które się wpakowałaś. - Ja niczego nie zrobiłam. To wszystko wina tego psychopaty, który mnie śledził. A może ty też mi nie wierzysz, tak jak gliniarze z Nowego Jorku i Albany? - Wierzę ci. Chcesz wiedzieć, dlaczego policjanci z Nowego Jorku i Albany nie chcieli ci uwierzyć? Czemu myśleli, że świrujesz? - To niesłychane. - Becky omal nie spadła z krzesła. - Ty wiesz coś, czego nie wiedzą gliniarze? Oni myśleli, że jestem wariatką albo że do nieprzytomności zakochałam się w gubernatorze. Mów, co wiesz. - Byłaś dla nich niewiarygodna, ponieważ ktoś z otoczenia gubernatora powiedział im, że to, co mówisz, to wytwór chorobliwej wyobraźni seksualnej. Kiedy nowojorscy gliniarze zadzwonili do Albany, tamtejsza policja tak im powiedziała. Okazało się jednak, że życie gubernatora było rzeczywiście w niebezpieczeństwie, bo w końcu ktoś go postrzelił. Musieli więc to wszystko powtórnie przemyśleć. - Kto w biurze gubernatora tak o mnie powiedział? Nie patrz tak na mnie, do diabła! Przecież mam prawo wiedzieć. - Oczywiście. Przykro mi, Becky, ale tą osobą był Dick McCallum, doradca gubernatora. - Och nie, tylko nie on. - Becky była zaszokowana. - Nie, to nie ma sensu. Tylko nie Dick. Przykro było na nią patrzeć, jak siedziała, potrząsając głową, nie mogąc w to uwierzyć. - Dlaczego? Dick zawsze był dla mnie miły, nigdy nie miał do mnie żadnych pretensji. W niczym mu nie zagrażałam. Byłam przekonana, że mnie lubi. Przecież ja tylko pisałam przemówienia dla gubernatora i nie wchodziłam mu w drogę. Dlaczego miałby to zrobić? - Tego jeszcze nie wiem. Pewnie to była kwestia pieniędzy. Ktoś musiał mu bardzo dobrze za to zapłacić. Jeden z gliniarzy z Albany powiedział mi, że on się do nich zgłosił, udając, że ma poczucie winy, ale musi to zrobić, bo obawia się, że ty zagrażasz bezpieczeństwu gubernatora. Obiecuję ci, że dowiem się, dlaczego to zrobił. On jest kluczem do tej sprawy. Teraz, pomyślał, Thomas Matlock przeczesuje całą przeszłość McCalluma, próbuje nawet ustalić, dlaczego na prawej łopatce ma wytatuowany nóż. - Jeśli Dick McCallum to powiedział - mówiła wolno, jakby głośno myślała - to na pewno wie też o moim prześladowcy, wie, kim on jest i dlaczego mnie terroryzuje. Może nawet wie, kto próbuje zabić gubernatora. - Tak, to możliwe. Zobaczymy. - Czy mówiąc „zobaczymy”, masz na myśli siebie i mnie? - Nie. - Pozwól mi zadzwonić na policję. Powiem im, że wiem, co doniósł na mnie Dick McCallum, i że on kłamie. Może wtedy będą musieli jeszcze raz go przesłuchać. - Nie, Becky, jest już na to za późno. Bardzo mi przykro z tego powodu. - Co przez to rozumiesz? Mogę się przecież skontaktować z detektywem Moralesem. - Będziemy musieli dowiedzieć się inną drogą, dlaczego Dick McCallum to zrobił i kto mu za to zapłacił bardzo duże pieniądze. Siedziała bez słowa, kręcąc głową. - Przykro mi, Becky - powiedział łagodnym tonem - ale ktoś przejechał Dicka McCalluma przed jego domem w Albany. On nie żyje. Nie była w stanie myśleć. Ogarnęło ją obezwładniające przerażenie. - Uważają, że mogłaś być w to zamieszana. Wszyscy poszaleli. Dostali wariacji już wtedy, kiedy postrzelono gubernatora. Nikt nie mógł uwierzyć, że to się mogło udać z tak dużej odległości. Teraz za wszelką cenę chcą cię znaleźć, dowiedzieć się, co wiesz i czy jesteś w to w jakiś sposób zamieszana. Na razie jesteś bezpieczna, bo podrzuciłem im mylną informację i są na fałszywym tropie