To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Zbyt d³ugo siê nie odezwa³, martwiê siê o niego. Wystuka³a numer i jej obawy wzros³y jeszcze bardziej - Mulder nie odpowiada³. Powiedzia³a o tym Mortensowi. - Mo¿e zostawi³ go w samochodzie? - Mulder nawet nie zasypia bez telefonu na biurku. - Chyba lepiej bêdzie jak zadzwoniê do biura. Wyj¹³ swój telefon i w tym samym momencie komórka Scully rozdzwoni³a siê gwa³townie. Scully a¿ podskoczy³a i szybko wyjê³a j¹ z p³aszcza. - Mulder, to ty??? - Tak. - g³os jej partnera by³ s³aby i zmêczony - To ty dzwoni³aœ? - Ja. Co siê sta³o? - Napadli mnie i uœpili. Ta sprawa z UFO to coœ wiêkszego! - Co ty mówisz? Co siê sta³o? - Opowiem ci jak przyjadê. Gdzie jesteœcie? - Pod domem Melnicka. - Czekajcie tam na mnie. Scully chcia³a jeszcze o coœ spytaæ, ale Mulder przerwa³ rozmowê. Schowa³a telefon. - Co z nim? - Ktoœ go napad³ i og³uszy³. W³aœnie tu jedzie. - Poczekajmy. Ja te¿ chêtnie dowiem siê paru rzeczy... Niestety nie dane im by³o doczekaæ przyjazdu Muldera. Z domu którego wyszed³ jakiœ mê¿czyzna i skierowa³ siê w stronê stoj¹cego na chodniku samochodu. Na jego widok Frank przekrêci³ kluczyk w stacyjce. - To Philip Melnick. Jedziemy za nim. - Zaraz, a Mulder? Rozminiemy siê z nim. - Bêdê go pilotowa³ przez telefon. Po³¹cz siê z nim. Scully wybra³a numer Muldera, który zg³osi³ siê od razu. - O co chodzi? - Melnick ruszy³ siê z domu i jedziemy za nim. Dajê ci Franka - da ci wskazówki, jak do nas dojechaæ. Przekaza³a telefon Mortensowi, zaœ ten zacz¹³ pilotowaæ Muldera. Nagle patrz¹c na drogê, Frank uœwiadomi³ sobie gdzie jad¹. - Mulder! Jesteœ tam jeszcze? - Na razie nigdzie siê nie wybieram. - Dobra, s³uchaj. Pamiêtasz gdzie jest ten magazyn w którym dzisiaj byliœmy? - Tak. - JedŸ prosto do niego. Goœæ najwyraŸniej tam siê kieruje. - Jesteœ pewien? Ok, jadê. Mulder wy³¹czy³ siê i Mortens odda³ Scully telefon. Sam zaœ nacisn¹³ peda³ gazu i wyprzedzi³ samochód Melnicka. - Co ty wyprawiasz? A jeœli on nie jedzie do tego magazynu? - Tak czy inaczej bêdzie ko³o niego przeje¿d¿a³. Zreszt¹, je¿eli nie zatrzyma siê tam, to bêdzie znaczyæ, ¿e ta sprawa to kit. - Pokrêtna logika... - Scully pokrêci³a g³ow¹. Pewnoœæ siebie Franka wydawa³a jej siê nieco bezpodstawna. Po chwili dojechali do pustego magazynu i zaparkowali po drugiej stronie ulicy. Okolica by³a kompletnie opustosza³a i nic nie wskazywa³o na to, aby ktokolwiek mia³ tu przyjechaæ. Nagle z przeciwnej strony pojawi³y siê œwiat³a samochodu. Ciemny ford zaparkowa³ tuz przed nimi i wysiad³ z niego Mulder. Szybko podbieg³ do wozu Franka i zaj¹³ miejsce na tylnym siedzeniu. - Witajcie. Dobrze siê bawiliœcie beze mnie? - Nienajgorzej. Co ci siê sta³o? - Ktoœ próbowa³ mnie namówiæ, abym porzuci³ tê sprawê. W³aœciwie gdyby nie on, pewnie bym tak zrobi³, ale teraz mnie to zaciekawi³o. Scully rozeœmia³a siê w duchu na sam¹ myœl o tym. Je¿eli faktycznie ktoœ chcia³ zniechêciæ Muldera, to wybra³ najgorszy sposób. Teraz jej partner nie odpuœci ju¿ tej sprawy. - A wy co wywêszyliœcie u Melnicka? Frank pokrêci³ g³ow¹. - Kompletnie nic. Jeœli goœæ nie przyjedzie tutaj, dla mnie to wystarczy, ¿eby zarzuciæ tê sprawê. W ¿yciu nie widzia³em cz³owieka bardziej zaskoczonego, ni¿ Melnick, gdy go zapytaliœmy o tê organizacjê. - Jesteœ zbyt pewny siebie. - Mo¿liwe. Ale gdyby siê coœ dzia³o w Nevadzie, musia³bym o tym wiedzieæ pierwszy. Na horyzoncie zajarzy³y siê swiat³a samochodu. Wóz Melnicka podjecha³ pod sam magazyn i zatrzyma³ siê. Philip Melnick wysiad³ i wszed³ do magazynu, a agenci pobiegli za nim z wyci¹gniêt¹ broni¹. Wewn¹trz magazynu by³o tak samo pusto, ja wtedy gdy byli tu piêæ godzin temu. Melnick skierowa³ siê w stronê jednej ze œcian i nacisn¹³ przycisk swojego alarmu samochodowego. Czêœæ œciany odsunê³a siê, tworz¹c doœæ obszerne przejœcie. Gdy wszed³ do œrodka, œciana zaczê³a siê powoli zasuwaæ. Widz¹c to, Mulder pobieg³ szybko w jej stronê, a Scully i Frank pod¹¿yli za nim. Mortens, który szed³ ostatni zdo³a³ siê przecisn¹æ dos³ownie w ostatnij chwili. Drzwi siê zatrzasnê³y i otoczy³a ich ciemnoœæ. Gdzieœ z do³u dochodzi³o do nich s³abe œwiat³o. Swiat³o to oœwietla³o strome, krête schody prowadz¹ce w dó³. Gdy zeszli, us³yszeli nagle g³osy. S³ysz¹c to, Mulder przyspieszy³ kroku ci¹gn¹c za sob¹ Scully i Franka. Stare, kamienne schody skoñczy³y siê i agenci zobaczyli krótki korytarz zbydowany z nowoczesnych materia³ów, skrêcaj¹cy w prawo. Gdy doszli do zakrêtu, ich oczom ukaza³ siê niezwyk³y widok. Korytarz przechodzi³ w olbrzymie pomieszczenie pe³ne nowoczesnego sprzêtu. Na przeciwleg³ej œcianie w odleg³oœci ok. 200 metrów znajdowa³a siê wielka elektroniczna mapa stanu. Wokó³ tej mapy rozmieszczone by³y terminale komputerowe, stanowiska komunikacyjne i inne skomplikowane urz¹dzenia. Mulder zwróci³ uwagê, ¿e wiêkszoœæ sprzêtu to urz¹dzenia wojskowe - bardzo drogie i niezawodne, ale przede wszystkim nielegalne, bez uprawnieñ podpisanych przez Pentagon. Na œrodku pomieszczenia znajdowa³a siê niewielka ambonka nad któr¹ wisia³ wielki transparent z namalowanym na nim ptakiem z p³on¹cymi skrzyd³ami. Niemal wszystkie stanowiska by³y ju¿ zajête przez ludzi ró¿nego wieku, rasy i stanowiska. Nawet ubiór tych ludzi nie by³ jednolity - od typowych ludzi biznesu w idealnie skrojonych garniturach, poprzez bia³e naukowe kitle, a¿ do m³odych ludzi z ¿elem na w³osach i koszulkami siêgaj¹cymi po kolana. Ciekawie wygl¹da³ zw³aszcza jeden z terminali gdzie siedzieli obok siebie starszy, oko³o czterdziestoletni mê¿czyzna w bia³ym kitlu i m³ody ch³opak z w³osami przefarbowanymi na odcienie zieleni i pomarañczy, rozmawiaj¹cy ze sob¹ jak starzy przyjaciele o ró¿nych naukowych teoriach z dziedziny fizyki teoretycznej. Nagle wszystkie rozmowy ucich³y i na podium wszed³ starszy cz³owiek z siwiej¹cymi w³osami ubrany w drogi garnitur. Rozejrza³ siê po sali i odkaszln¹³ - Wiêc jesteœmy ju¿ wszyscy, dobrze. Mo¿emy zaczynaæ. Na te s³owa wszyscy siedz¹cy przy terminalach zamilkli i zwrócili siê twarzami do podium. Równie¿ z innych pomieszczeñ nadeszli ludzie i przys³uchiwali siê przemowie. - Wczorajszy dzieñ by³ prze³omowy dla naszej dzia³alnoœci. Uda³o nam siê przeprowadziæ pierwsz¹ akcjê w terenie. Nale¿y dodaæ, ¿e akcjê niezwykle udan¹, bez ¿adnych strat w ludziach i sprzêcie. Nie mo¿emy siê spodziewaæ, ¿e tak bêdzie zawsze. Tylko dziêki zaskoczeniu uda³o siê nam przeprowadziæ wszystko tak szybko, teraz jednak przeciwnik bêdzie ju¿ przygotowany. Pamiêtajmy jednak, ¿e jest to wojna, a na wojnie straty s¹ zawsze. W tej wojnie ¿adna ze stron nie bêdzie sobie zawracaæ g³owy jencami. Biada zwyciê¿onym! - VAE VICTIS!!! DŸwiêk wielu g³osów odbi³ siê echem od œcian, a¿ zadr¿a³y szklanki stoj¹ce przy terminalach. Scully zwróci³a uwagê, ¿e tekst okrzyku by³ wpleciony w skrzyd³a p³on¹cego ptaka na transparencie