To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

2,8 mln członków. Od lata 1980 r. ubyło ok. 300 tys. osób, a opuszczanie partii (i wyrzucanie z niej) trwało nadal. Ubywało robotników i ludzi młodych, rosła liczba emerytów. Rosła także liczba etatowych pracowników aparatu przekraczając 19 tys. osób, czyli na jednego "aparatczyka" przypadało niespełna 150 członków partii. W odróżnieniu od wszystkich poprzednich zjazd odbywał się w gorączkowej atmosferze ostrych polemik i utarczek personalnych, a Biuro Polityczne z trudem panowało nad salą, na której przeważali ludzie nowi, ale bynajmniej nie zwolennicy zasadniczych zmian. Delegaci z reguły niechętnie nastawieni byli do znanych osobistości z partyjnej elity i to nieomal niezależnie od ich stanowiska w głównym sporze dzielącym PZPR. W wyborach do KC przepadło wielu działaczy zarówno z "betonu" jak i "liberałów". Kania, który okazał się dosyć łatwym zwycięzcą, miał spore trudności ze skompletowaniem Biura Politycznego i Sekretariatu spośród na ogół mało znanych i niczym szczególnym nie wyróżniających się członków najwyższego gremium partyjnego. Uchwały i rezolucje zjazdu odzwierciedlały przewagę "centrystów" spod znaku I sekretarza. Deklaracje o odnowie i zmianach zakończyły się przyjęciem mało przekonywających postanowień, a język oficjalnych dokumentów pozostał w dawnych normach: uchwała programowa nosiła tytuł "Program rozwoju socjalistycznej demokracji, umacniania przewodniej roli PZPR w budownictwie socjalistycznym i stabilizacji społeczno-gospodarczej kraju". Podkreślano, że zjazd potwierdził "linię porozumienia", ale rozumiano je wedle poprzedniego schematu - miało ono polegać na pozbyciu się przez "Solidarność" "ekstremy" i wejście w system na warunkach określonych przez komunistów. Nic też nowego nie powiedziano w sprawach gospodarczych. Wszystko to jednak oznaczało, że PZPR przezwyciężyła wewnętrzny kryzys i stawała się znów sterowalnym organizmem, choć oczywiste było, iż nie powrócił jeszcze czas całkowitego panowania I sekretarza nad partią. W każdym bądź razie, 20 lipca Kania i jego najbliższy współpracownik gen. Jaruzelski wyszli z Sali Kongresowej warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki silniejsi niż wkraczali do niej sześć dni wcześniej. Wnet też uzyskali całkowitą kontrolę nad newralgicznym resortem spraw wewnętrznych - szybko rozbudowującym swoje kadry i siatkę agenturalną - na czele którego od 31 lipca stanął gen. Kiszczak. Aczkolwiek przygotowania do użycia siły i wprowadzenia stanu wojennego były prowadzone co najmniej od wczesnej jesieni 1980 r. - o czym Kania wielokrotnie informował członków najwyższych kół kierowniczych PZPR - oczywiste było, że musi on mieć wsparcie w zdyscyplinowanej i posłusznej kierownictwu partii. Po zjeździe warunek ten był w zasadzie spełniony. Obrady zjazdu - transmitowane przez radio i telewizję - były śledzone z zainteresowaniem, ale bez wielkich emocji. Większość Polaków koncentrowała się na pokonywaniu trudności dnia codziennego i nie miała przekonania, że zjazd dokona przełomu. Inni skupiali swoją uwagę na dobiegającej końca kampanii wyborczej w "Solidarności" i trwających nieustannie "przepychankach" z rządem i administracją lokalną. Rozmowy grup negocjujących wciąż utykały w miejscu, gdyż "Solidarność" nie zamierzała poddać się zwierzchnictwu komunistów, a ci z kolei starannie blokowali wszystko, co mogłoby prowadzić do osłabienia - "demontażu", jak mówili - systemu. Wciąż dochodziło do najróżniejszego rodzaju i skali konfliktów. Najgłośniejszą była blokada centralnego skrzyżowania Warszawy przez demonstrującą kolumnę autobusów i ciężarówek, zerwanie rozmów w nocy z 5 na 6 sierpnia czy "Dni bez prasy" (19-20 sierpnia) polegające na wstrzymaniu druku i kolportażu dzienników. Zbliżał się termin odbycia I Krajowego Zjazdu Delegatów "Solidarności", po którym członkowie związku wiele sobie obiecywali, a do którego kierownictwo i aparat PZPR z góry nastawiony był negatywnie, a w najlepszym razie sceptycznie. Co najmniej dwie decyzje ogłoszone przed tym zjazdem wskazywały, że władze przygotowują ostrą konfrontację polityczną: 21 sierpnia stanowisko rzecznika prasowego rządu objął Jerzy Urban, bezpartyjny, utalentowany dziennikarz, chlubiący się swoim cynizmem; 2 września Prokuratura Wojewódzka w Bydgoszczy zakomunikowała, iż z powodu niewykrycia winnych umorzono śledztwo w sprawie pobicia z 19 marca. Zjazd związku rozpoczął się w atmosferze solennej powagi Mszą świętą koncelebrowaną przez następcę ks. Wyszyńskiego, prymasa Józefa Glempa. Zgodnie z przygotowanym programem obrady toczyły się w dwóch turach - 5-10 września i 26 września - 7 października - w obszernej hali sportowej w Oliwie k. Gdańska. Blisko 9,5 mln członków "Solidarności" reprezentowało niemal 900 delegatów z 38 regionów. Na sali panowała na ogół nerwowa atmosfera, wywoływana zarówno wewnętrznymi konfliktami, jak i nieufnością do elity związkowej, którą z różnych stron oskarżano o manipulację. Godzinami ciągnęły się nużące spory proceduralne i formalne, ale wokół hali kwitła atmosfera pikniku i ludowego święta. Nie ostudził jej nawet fakt, iż w przeddzień rozpoczęcia obrad na całym południowym Bałtyku, na Białorusi, Litwie i w obwodzie kaliningradzkim rozpoczęły się manewry "Zapad 81Ď", ocenione przez NATO jako największe, jakie przeprowadzała Armia Radziecka po 1945 r. Z plaży w Oliwie widać było na horyzoncie sylwetki okrętów wojennych. Mimo tej wrogiej asysty, zjazd toczył się bez przeszkód. Przyjęto szereg uchwał w różnej wagi sprawach, wyłoniono 13 zespołów roboczych i Komisję Programową, która miała opracować przygotowane przez nie wnioski