To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Wraz z nim frunęła w dół framuga i tysiąc odłamków szkła. W pracowni zapanował przeciąg, dziesiątki kartek poderwanych wiatrem wirowało między ścianami i sufitem, by wreszcie opaść na podłogę jak stado mew. – Czy ktoś, kto nazywa się Inżynier, powinien wypowiadać się na temat sztuki? – Mateusz stał nad umywalką i zmywał z twarzy krew. – Rozumiem, że to znaki czasu: miasto, masa, maszyna, proletariat, ale żeby aż tak? Słuchałem go i nie słuchałem równocześnie. Trzymałem w dłoniach kartkę, na której system kółek i linii równoległych tworzył coś na kształt świątecznego drzewka. – Ach, to kabała! – Mateusz wyraźnie się ożywił. – U góry masz Koronę, na samym dole zaś Królestwo! Otworzył następną butelkę wina i jak gdyby nic się nie stało, tłumaczył mi wstęp do sekretnej wiedzy. – Kolumna równowagi jest najważniejsza – mówił – lecz jeszcze ciekawsze jest to, że Bóg, zanim uczynił świat, musiał się skurczyć właśnie po to, aby starczyło miejsca. Rozumiesz? Aby starczyło miejsca! Ale dlacze- 28 go powiedziałeś Inżynierowi, że Bóg się nie pojawia? Nie wierzysz w niego? A może jesteś ateistą? Prawdopodobnie w tym momencie rozmowa potoczyłaby się niezwykle interesująco, gdyby nie to, że do pracowni Mateusza wkroczyło trzech milicjantów. Kto ich wezwał? Państwo Zielenkowie, oczywiście. Mieszkali pod pracownią, a ich natura, skryta i prostacka, cierpiała w stopniu niewymownym z powodu tego, że sąsiadować musieli z artystami. Przesiedleni tu kiedyś prosto z wioski, mieli jedyne hobby: dzwonienie na milicję, mniej więcej raz w tygodniu, ilekroć usłyszeli coś więcej od stąpania myszy lub zobaczyli coś, co przerastało ich wyobraźnię. – Obywatelu – powiedział sierżant – co tu się wyprawia? Znowu hałasy? Mateusz najspokojniej w świecie podał im dowód osobisty, po czym zapalił fajkę, siadając w fotelu, jakby państwo Zielenkowie wraz z całym swym zapleczem, na które składała się Milicja Obywatelska, ORMO, komitet dzielnicowy partii, klub działkowicza, koło gospodyń wiejskich, komitet osiedlowy, komitet domowy, a także Front Jedności Narodu wraz z komitetem parafialnym, zupełnie go nie obchodzili. – Awanturka? – Sierżant trzymał dowód w palcach i kiwał nim nad głową obwinionego. – Wstrzymamy doku-mencik i wezwiemy? Mateusz nie raczył nawiązać nawet wzrokowego kontaktu z milicjantem. – Okienka wylatują? – Obywatelu sierżancie – jeden z posterunkowych, przeglądając prace oparte o ścianę, trafił na obraz przedstawiający kobiecą głowę, z której wyrastał wełnisty las spiralnie poskręcanych ze sobą penisów – takich zboczków od razu do obozu. Po co je było likwidować, kurde... 29 – Zamknijcie pysk, Rydomski! – Sierżant nieopatrznie ujawnił nam nazwisko krawężnika. – Do polityki to wy się lepiej nie mieszajcie, bo rozum to akurat macie krótki, no ale tu panowie – zwrócił się do nas – są skargi, że śpiewacie pieśni! – Międzynarodówkę śpiewaliśmy, jak zawsze – powiedziałem bez wahania – i bardzo prosimy umieścić to w protokole. – Właśnie – Mateusz zza kłębów fajczanego dymu przerwał milczenie. – Międzynarodówka w protokole bezapelacyjnie! W tym momencie na schodach dał się słyszeć potężny łomot kroków Inżyniera. Na swój sposób okazał się geniuszem: żeby po upadku na trawnik jak gdyby nigdy nic wstać, otrzepać ubranie i udać się do pobliskiego baru Leśny, trąbnąć tam szybko parę wódek i wrócić w jeszcze lepszej niż poprzednio kondycji na miejsce misyjnej działalności, trzeba było mieć w sobie niezaprzeczalnie potężny, kategoryczny imperatyw. – Kuhwa. – Rzucił się w ramiona sierżanta, obślinia-jąc go pocałunkami. – Awangahda i millicja to najlepsza koalicja! – Jakby miał talent do tego rodzaju błazeństw i wyćwiczone chwyty, ten sam niedźwiadek wykonany został błyskawicznie – i właściwie bez sprzeciwu – na dwóch pozostałych milicjantach. Następnie Inżynier stanął na środku pracowni, rozłożył ramiona jak do lotu i oświadczył: – To ja, kuhwa, przez to okno! Ja sam! To się nazywa ekspehyment! Dupki, nie hozumiecie? I nie podoba się wam taka sztuka, phawda? Ale to jest przyszłość! A nie to. – Zwrócił głowę w kierunku opartych o ścianę, częściowo zamalowanych już blejtramów. – Nie to. – I wysmarkał się w ich kierunku na podłogę, co wyraźnie spodobało się milicjantom