To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Zabrał pocztę i "Wall Street Journal" z lady recepcji i wertował cztery czy pięć kopert, gdy Overby podszedł do niego od tyłu i postukał go palcem w prawe ramię. Mężczyzna znieruchomiał - aczkolwiek tylko na chwilę - po czym zawirował na dziwnie drobnych stopach. Jego twarz rozjaśnił ten sam zaskoczony, rozradowany uśmiech, jaki pojawiłby się w chwili spotkania z najdroższym przyjacielem. Nie zmieniając wyrazu twarzy, wyciągnął prawą rękę i powiedział: - Czego chcesz, do kurwy nędzy? Overby odwzajemnił uśmiech, ujął wyciągniętą dłoń, puścił ją i powiedział: - Przysyłają ci "The Wall Street Journal", Dickie - i comiesięczny rachunek Amexu. To znaczy, że mieszkasz tu od jakiegoś czasu. I że jesteś w tym mieście na tyle długo, by wiedzieć coś, co mnie interesuje. Richard Brackeen, lat 42, wepchnął korespondencję do prawej zewnętrznej kieszeni pięknie skrojonej czarnej marynarki, wsunął "The Wall Street Journal" pod lewą pachę i splótł ręce na ogromnym brzuchu. Gołębioszara kamizelka, przyozdobiona złotą dewizką odgrywającą rolę znaku rozpoznawczego korporacji Phi Beta Kappa, sprawiała, że brzuch wydawał się większy niż w rzeczywistości. Brackeen, ze splecionymi rękoma, z radosnym uśmiechem, zakołysał się na piętach i zmierzył Overby'ego małymi oczkami o barwie i połysku żywego srebra. - Cholera, za kogo ty się uważasz, Otherguy? Za kogoś, kto ledwo zdążył na ostatni lot z Bagdadu? Overby w odpowiedzi błysnął białymi zębami w twardym uśmiechu i powiedział: - Powiedz mi to, co chcę wiedzieć, Dickie, a dostaniesz trzy stówy. Za powiedzenie, że nie wiesz nic, stówę. - Słyszałem, że byłeś w Mezopotamii, a może chodziło o Jordanię? - A teraz jestem w L.A. Więc? Radosny uśmiech zniknął, a usta ściągnęły się w coś, co przypominało pączek róży. Trzy podbródki podskoczyły, gdy Richard Brackeen z zadumą pokiwał głową. - Chodźmy się odświeżyć. Bar w hotelu "Bridges" nazywał się "Rogatka". Cechowało go neutralne oświetlenie, niskie stoliki i miękkie fotele. O 17.20 był w trzech czwartych pełen i hałas klientów już narastał od pomruku do czegoś co przypominało niski, monotonny śpiew. Brackeen usiadł przy stoliku w rogu, plecami do ściany. Pojawiła się śliczna młoda kelnerka, do której zwrócił się per "kochanie". Zamówił martini, podając nie tylko rodzaj ginu, ale również wermutu. Overby poprosił o butelkę meksykańskiego piwa i powiedział, że może być obojętnie jakie. Kelnerka wróciła, podała drinki, przyjęła pieniądze od Overby'ego, uśmiechnęła się szeroko na widok napiwku, odwróciła się do Brackeena i zapytała: - Kiedy zaczynasz zdjęcia, Dickie? - We wtorek. - Mówiłeś, że pomyślisz nad rolą dla mnie. Brackeen podniósł głowę i zmarszczył czoło, jak gdyby przebiegając w pamięci wszystkie złożone obietnice. Po chwili rozjaśnił się i powiedział: - Nie obsadzona jest tylko mała rólka w trzeciej scenie. Jeżeli chcesz, należy do ciebie. - Kogo mam grać? Brackeen powoli tracił zainteresowanie. - Uczestniczyłaś kiedyś w prawdziwej orgii? - Nie wiem. Może. Chyba tak - Czasami z facetami, czasami z dziewczynami, a czasami z jednymi i drugimi? Skinęła głową. - No cóż, jedyna różnica będzie polegała na tym, że chodzi o okresową orgię i będziesz nosiła kostium - przez jakieś dziesięć sekund. - Co rozumiesz przez "okresową orgię"? - Historyczną. W tym przypadku, rzymską. - Brackeen teraz stracił całkowicie zainteresowanie dziewczyną i popijał martini. - Ale to mógłby być przełom, prawda? - powiedziała bez śladu przekonania. - Oczywiście - odparł Brackeen dokładnie tym samym tonem. - Okay. Biorę to. - Zostaw w mojej przegródce swoje prawdziwe nazwisko, telefon, adres i numer ubezpieczenia. - Dzięki, Dickie. Brackeen skinął, kelnerka odeszła, a Overby powiedział: - Myślałem, że przyjechali faceci z Chicago i wywalili cię na pysk. - Pozwoliłem im przejąć pełnometrażówki, to wszystko. Komu potrzebne takie wydatki? Teraz wchodzę w kasety, które wysyłam wyłącznie na zamówienia. Zamieszczam ogłoszenia w świerszczykach i założyłem kilka ślicznych małych punktów na telefon. - Rozmowa o interesach wprawiła Brackeena w dobry humor i radosny uśmiech znów zagościł na jego twarzy. - Poza tym zostałem zagorzałym zwolennikiem kardynalnego prawa w interesach, Otherguy: obniżaj płace i podnoś zyski. - Brzmi dobrze. Brackeen wzruszył ramionami. - Wystarczająco, jak na moje potrzeby. - Przypuśćmy, że chciałbyś zniknąć na kilka dni, tydzień czy może nawet miesiąc lub dwa? - Przed kim - przed glinami? - Może nawet przed facetami z Chicago. - Pojechałbym do Meksyku - jest takie miejsce na południe od La Paz, gdzie wszyscy mówią tylko po hiszpańsku, włącznie ze mną. - A przypuśćmy, że znasz tylko brytyjski angielski? - Z akcentem? Overby skinął głową