To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Zmachałem się, biegnąc. Padre Lou siada. W spodenkach i guayabera wygląda jak kubański sklepikarz. Składa dłonie. Myślałem, jak ci będzie tam, na Północy. Próbuję wyobrazić sobie ciebie na śniegu. Śnieg mnie nie obchodzi. Śnieg obchodzi wszystkich. Czy oni tam lubią wrestling? Padre Lou się śmieje. Prawie tak bardzo jak my. Wtedy wychodzi spod ławki i pokazuje księdzu łokieć. Ksiądz wzdycha. Chodźmy tym się zająć, OK? Tylko nie to czerwone. Już nie używamy czerwonego. Mamy teraz białe, które nie boli. Uwierzę, jak zobaczę. Nikt nigdy tego przed nim nie ukrywał. Wciąż i wciąż opowiadali mu tę historię, jakby się bali, że mógłby zapomnieć. Czasem w nocy otwiera oczy i świnia wraca. Zawsze ogromna i blada. Jej racice przybijają go do ziemi, w jej oddechu potrafi wyczuć zapach sfermentowanych bananów. Tępe zęby wyrywają mu pasmo skóry pod okiem i odsłonięte mięśnie okazują się bardzo smaczne, jak lechosa. Odwraca głowę, aby uratować jedną stronę twarzy, w niektórych snach ratuje prawą stronę, w innych lewą, ale w najgorszych albo nie może odwrócić głowy, albo świński ryj jest jak dziura, która wciąga wszystko. Krzyczy po obudzeniu, a po szyi cieknie mu krew, przygryziony język obrzmiewa, i nie może powtórnie zasnąć, póki nie powie sobie, bądź mężczyzną. Padre Lou pożycza hondę i obaj wyruszają wcześnie rano. On wychyla się w kierunku zakrętu i Lou mówi: Nie rób tego za mocno, bo nas wywrócisz. Nic się nam nie stanie, woła. Droga do Ocoa jest pusta, fincas są wyschnięte, wiele farmerskich gospodarstw zostało porzuconych. Nad urwiskiem widzi samotnego czarnego konia. Zjada jakiś krzak, a na jego grzbiecie siedzi garza. W poliklinice pełno jest zakrwawionych ludzi, ale pielęgniarka z utlenionymi włosami bierze ich najpierw. Jak się dzisiaj czujemy? - pyta doktor. Dobrze, odpowiada. Kiedy mnie pan wyśle? Lekarz uśmiecha się, każe mu zdjąć maskę i kciukami masuje mu twarz. Lekarz ma w zębach resztki bezbarwnego jedzenia. Miałeś jakieś kłopoty z przełykaniem? Nie. Z oddychaniem? Nie. Miewałeś bóle głowy? Czy boli cię czasem gardło? Miałeś kiedyś zawroty głowy? Nigdy. Lekarz bada mu oczy, uszy, a potem osłuchuje. Wygląda, że wszystko w porządku, Lou. Cieszę się, że to słyszę. Czy spodziewasz się jakiegoś przybliżonego terminu? No cóż, mówi lekarz. W końcu go tam wyślemy. Padre Lou uśmiecha się i kładzie rękę na ramieniu chłopaka. Co o tym myślisz? On kiwa głową, ale nie wie, co powinien o tym myśleć. Boi się operacji i boi się, że nic się nie zmieni, że lekarze kanadyjscy zawiodą tak, jak santeras, które wynajęła matka, które wzywały na pomoc każdego ducha z niebiańskiej książki telefonicznej. Pokój, w którym się teraz znajduje, jest gorący, przyćmiony i pełen kurzu. Poci się i chciałby się położyć pod stołem, gdzie by go nikt nie widział. W następnym pokoju spotkał chłopca, któremu płytki czaszki zupełnie się nie zrosły, i dziewczynkę, która nie miała rąk, i niemowlę o ogromnej, nabrzmiałej twarzy, z oczami ociekającymi ropą. Możesz zobaczyć mój mózg, powiedział chłopiec. Mam tylko takie błoniaste coś, i możesz przez to spojrzeć. Rano budzi się obolały. Po doktorze, po walce, którą stoczył w pobliżu kościoła. Wychodzi oszołomiony na zewnątrz i opiera się o drzewo guanabana. Jego braciszek Pesao już nie śpi, ciska fasolkami w kurczaki, małe, pochylone ciało ma idealne proporcje. On, kiedy pociera głowę czterolatka, wyczuwa rany, które zasklepiły się żółtymi strupkami. Ma je ochotę skubnąć, ale ostatnim razem pociekła krew i Pesao płakał. Gdzie byłeś? - pyta Pesao. Walczyłem ze złem. Ja też chcę to robić. To by ci się nie podobało, odpowiada. Pesao patrzy mu w twarz, chichocze i rzuca następny kamyk w kury, które rozpraszają się oburzone. Patrzy, jak słońce wypala mgły na polach, jak mimo upału krzewy kawowe są grube, zielone i giętkie w podmuchach wiatru. Matka dostrzega go przed domem. Idzie przynieść mu maskę. Jest zmęczony i obolały, ale spogląda na dolinę, a sposób, w jaki grunt zakrzywia się, aby się ukryć, przypomina mu, jak Lou ukrywa kostki domina, kiedy grają razem. Chodź, mówi matka. Zanim ojciec wyjdzie. Wie, co będzie, kiedy wyjdzie ojciec