To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Czyta³em zapis tego przes³uchania, synu. Wygl¹da na to, ¿e atmosfera by³a mocno podgrzana. Mrukniêcie. - Czyli? - To by³a dziwka. Senior wyj¹³ cygaro z ust. - Ken - skarci³ syna. - Mówiê, jak by³o. - A wiêc nie lubi³eœ jej? - zapyta³ Milo. - Proszê nie sugerowaæ odpowiedzi - warkn¹³ senior. Milo skarci³ go wzrokiem. - W porz¹dku, bêdziemy trzymaæ siê cytatów. Uwa¿asz, ¿e to dziwka? Stary poczerwienia³, lecz opanowa³ siê, gdy Bateman wykona³ rêk¹ uspokajaj¹cy gest. Milo powtórzy³ pytanie. Ch³opak wzruszy³ ramionami. - By³a, kim by³a - mrukn¹³. - Czyli? - Pieprzon¹ dziwk¹. - Ken! - Panie Storm, proszê przestaæ nam przerywaæ - ostrzeg³ go Milo. - To mój syn, do cholery, i mam prawo... - Ken, wszystko w porz¹dku - powiedzia³ z naciskiem Bateman. - Akurat. Wszystko w porz¹dku. Po prostu œwietnie. - Mecenasie - warkn¹³ Milo. Bateman wsta³ i po³o¿y³ d³oñ na ramieniu przyjaciela. Ten strz¹sn¹³ j¹ i nerwowo zaci¹gn¹³ siê cygarem. - Dlaczego uwa¿asz, ¿e by³a dziwk¹, Kenny? - powtórzy³ Milo. - Bo tak siê zachowywa³a. - Wiêcej szczegó³ów. - Bo zrobi³a wszystko, ¿eby mnie za³atwiæ. Przys³a³a list, w którym pisa³a, ¿e chce ze mn¹ przedyskutowaæ kilka spraw. - Przed komisj¹? - Tak. Kiedy tam przyszed³em, przez ca³y czas robi³a wszystko, ¿eby namówiæ Cindy do powiedzenia, ¿e jestem gwa³cicielem, a to kompletna bzdura. Zerkn¹³ na ojca. - Miêdzy mn¹ a Cindy dosz³o tylko do g³upiej k³ótni. PóŸniej do mnie zatelefonowa³a. - Kto? Profesor Devane? - Tak. - Kiedy? - PóŸniej. - Po przes³uchaniu. - Tak. - Ile czasu od niego minê³o? - Nastêpnego dnia. Wieczorem. By³em w klubie studenckim Omega. - Dlaczego dzwoni³a? - ¯eby mnie zgnêbiæ. - W jakim sensie, synu? - By³a wkurzona, bo jej plany siê rozwia³y. - Co zrobi³a, ¿eby ciê zgnêbiæ? - Powiedzia³a, ¿e nawet jeœli Cindy nie chce mnie oskar¿yæ, i tak mam k³opoty. .. K³opoty z kontrol¹ swoich zachowañ, i takie tam gówno. Mówi³a, ¿e mo¿e mi powa¿nie zaszkodziæ, je¿eli nie bêdê siê w³aœciwie zachowywa³. - Grozi³a ci? Ch³opak nerwowo poruszy³ siê w fotelu, zerkn¹³ na swoje cygaro i od³o¿y³ je na popielniczkê. Ojciec obserwowa³ go uwa¿nie. - Nie powiedzia³a tego wprost, ale wyraŸnie dawa³a do zrozumienia. - W jaki sposób? - Nie pamiêtam, co dok³adnie powiedzia³a. ¯e bêdzie mnie obserwowaæ i ¿e ma w³adzê, wie pan. - Czy u¿y³a s³owa „w³adza”? - zapyta³em. - Nie... nie wiem. Mo¿e... chodzi bardziej o to, w jaki sposób to powiedzia³a. Uwa¿aj, albo coœ podobnego. By³a bezwzglêdna i radykalna. - Radykalna? - Lewicowa. - Zwierza³a ci siê ze swoich pogl¹dów politycznych? Ch³opak uœmiechn¹³ siê. - Nie, ale to by³o oczywiste. Radykalny feminizm. Chêæ zaprowadzenia nowego porz¹dku, wiecie, co mam na myœli? - Nie bardzo, synu. - Socjalizm. Odgórna kontrola. - Znów zerkn¹³ na ojca. - Komunizm pad³ w Rosji, ale wci¹¿ próbuj¹ opanowaæ Amerykê. - Ach, a wiêc wed³ug ciebie profesor Devane nale¿a³a do jakiejœ lewicowej, zakonspirowanej partii? Kenny rozeœmia³ siê. - Nie, nie mam œwira na tym punkcie, tylko ¿e pewnego gatunku ludzie uwielbiaj¹ roztaczaæ nad wszystkim sw¹ kontrolê, narzucaæ innym w³asne zasady... jak na przyk³ad opinia, ¿e „Playboy” to wyj¹tkowe z³o, wiêc powinien byæ zakazany. - I profesor Devane nale¿a³a w³aœnie do ludzi tego rodzaju? Kenny wzruszy³ ramionami. - Na to wygl¹da. Milo ze zrozumieniem pokiwa³ g³ow¹ i potar³ d³oni¹ brodê. - I powiedzia³a, ¿e bêdzie ciê obserwowaæ? - Coœ takiego. - Obserwowaæ, w jaki sposób? - Nie mówi³a, ale i tak jej przysoli³em. - Nie rozumiem? - Powiedzia³em, ¿eby siê odpieprzy³a, od³o¿y³em s³uchawkê i wróci³em do gry w bilard. I tak by³em zdecydowany po¿egnaæ to miejsce, wiêc jej groŸby nie zrobi³y na mnie ¿adnego wra¿enia. - Postanowi³eœ opuœciæ uniwersytet? - Tak