To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Tak. To się stało na stoku, który miał być zamknięty dla narciarzy,ale wiatr powalił tablice ostrzegawcze. Czy oprócz niego straciła pani jeszcze kogoś bliskiego? Jakże miałana to odpowiedzieć? "Ależ nie, mój mąż i jego kochankazostali skazani na karę śmierciza próbę zamordowania mnie. Wszyscywokół mnie umierają". To by nim wstrząsnęło. Siedział czekając naodpowiedź, "zadowolony z siebie skurwiel". No więc nie da mutej satysfakcji. Jej życie to nie jego sprawa. "Nienawidzę go". Hamilton dojrzał złość, malującą się na jejtwarzy. Zmieniłtemat. A jak się miewaWim? spytał. Pytanie zupełnie ją zaskoczyło. Wim? W porządku. Evelyn wspominała mi, że jest pańskim pacjentem. Owszem. Czy mógłby mi panwyjaśnić, jak on. dlaczego. dlaczego on takijest? Wim zgłosiłsię do mnie, ponieważ wciąż wyrzucano goz pracy. On jest zupełnie wyjątkowy: prawdziwy mizantrop. Nie wiem dokładniedlaczego, ale u podstaw jego zachowania leży nienawiść do ludzi. Niepotrafi z nikim nawiązaćbliższych kontaktów. Przypomniała sobie słowa Evelyn: "Niema w nim żadnych uczuć. Onsię nigdyz nikim nie zwiąże". Lecz Wim jest genialnym matematykiem kontynuował Hamilton. Obecnie może wykorzystać swoje zdolności. Catherine skinęła głową. Nigdy nie znałamnikogo takiegojak on. Hamilton pochylił się wjej kierunku. Miss Alexander, to, co pani teraz przechodzi jestbardzo bolesne,ale wydaje mi się, że mógłbym złagodzić pani cierpienia. Chciałbymspróbować. No.. nie wiem odparła. Wszystkowydaje się ^ebeznadziejne. Jeśli takie jest pani odczucie powiedział zuśmiechem to panistan nie może już ulec pogorszeniu, lecz tylkopoprawie, prawda? Jegouśmiech byłwprost zaraźliwy. Może umówimysię na chociaż jeszczejedno spotkanie? Ale jeśli terazwciąż mnie pani nienawidzi, to damy sobieztym spokój. Wcale pana nie nienawidzęodrzekła przepraszająco. No,może odrobinę. 183. Hamilton podszedł do biurka i zajrzał w kalendarz. Wszystkie terminymiał już zajęte. Może w poniedziałek? spytał. O pierwszej? O tej porzezwykle sam wychodził na lunch, ale gotów był zrobić wyjątek. CatherineAlexanderdźwigała na sobiewielki ciężar strasznych przeżyć. Postanowił,że zrobi wszystko,co będzie mógł, by jej pomóc. Patrzyła na niego dość długo. Dobrze powiedziała w końcu. Doskonale. Wobec tego do zobaczenia wręczył jej wizytówkę. Tymczasem,gdyby pani mniepotrzebowała, tutaj jest mój numerdopracy i domowy. Mam lekki sen, więc proszę nie mieć skrupułów, żemniepani rozbudzi. Dziękuję. Przyjdę w poniedziałek. Patrząc,jak idzie do drzwi,pomyślał;. Jest taka bezbronna i takapiękna. Muszę uważać". Przeniósł wzrok nafotografię na stoliku. "Ciekawe,co powiedziałaby nato Angela". Telefon odezwał się w środku nocy. Constantin Demiris wysłuchałinformacji, a gdy przemówił, jego głosprzepełniało zaskoczenie; Co? "Thele" zatonął? To niemożliwe. Niestety, to prawda, panie Demiris. Straż przyboczna znalazłakawałki wraku. Czy załoga uratowana? Przykro mi, ale obawiam się, że nikt nieprzeżył. Straszne. Czy wiadomojak to się stało? Chyba nigdy się tego nie dowiemy. Wszystkie dowody rzeczoweznajdują się na dnie oceanu. Ocean powiedział cicho Demiris. Ten okrutny ocean. Czy mamy wystąpić do agencji ubezpieczeniowejw sprawie pokrycia strat? Trudno wtakiej chwili myślećo podobnych rzeczach, kiedy ciwspaniali, odważni ludzie stracili życie. Ale cóż. tak, skontaktujcie sięz agencją ubezpieczeniową. Wazę zatrzyma sobie w prywatnej kolekcji. Teraz nadszedł czas, aby ukarać szwagra. Rozdział 18 Spyros Lambrou z niecierpliwością oczekiwał wieści o aresztowaniu Constantina Demirisa. W jego gabinecie cały czas było włączone radio. Uważnieprzejrzał wszystkie dzienniki. "O tej porze powinno być już coś^ wiadomo", pomyślał. "Policja z pewnościąjuż go zatrzymała". ^' Kiedy Tony Rizzoli poinformował go, że Demiris zamierza odpłynąć Ina pokładzie"Thele",Lambrou, oczywiście anonimowo, doniósł amerykańskiej straży granicznej, że na pokładzie statku znajduje się większa^ ilość heroiny. "Musieli go już aresztować. Dlaczego gazety nic o tym nie piszą? " Zabrzęczał sygnał interkomu. Dzwoni pan Demiris, na drugiej linii. Ktoś zbiura pana Demirisa? Nie,pan Demiris osobiście słowa sekretarki wywołały w nimnieprzyjemny dreszcz. To niemożliwe! Nerwowym ruchem Lambrou podniósł słuchawkę. Costa? Dzień dobry, Spyros odezwał się pogodnie Demiris. Jak sięmiewasz? Dobrze. Gdzie jesteś? W Atenach. O! Lambrou przełknął nerwowo ślinę. Dawno nie rozmawialiśmy ze sobą. Byłem bardzo zajęty. Może zjedlibyśmy razem lunch? Jesteś dzisiajwolny? Lambroumiał umówione spotkanie, ale odpowiedział; Dobrze. Spotkamy się w klubie. O drugiej. Drżącą ręką odłożył słuchawkę. Co, na miłość boską, mogło sięnieudać? Zresztą już wkrótce dowie się prawdy. 185. Spyros Lambrou czekał na szwagra pół godziny. KiedyDemiris w koiicu nadszedł,rzucił szorstko: Przepraszam zaspóźnienie. W porządku. Spyros przyglądał mu się szukając śladów ostatnich przeżyć, którepowinny były odcisnąć na nim swoje piętno. Niczego jednak nie zauważył. Jestem strasznie głodny powiedział wesoło Demiris. A ty? Zobaczmy co dzisiaj mająwkarcie. Przeleciał wzrokiem po stronachmenu. Ach, Stridia. Na początek proponuję ostrygi