To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wreszcie skończyłem, starannie wytarłem usta serwetką, rozparłem się wygodnie na dużym krześle. Płonący na kominku ogień rzucał różowy blask na salę, byłaś w tym blasku jakaś przezroczysta, twoje oczy straciły zielony kolor. Nagle zegar w kącie sali zaczął bić, wydając przy tym chrobotliwe dźwięki, po chwili przyłączył się do niego zegar z korytarza. Gdzieś z góry rozległy się dźwięki kurantów. - Powariowali tu z tymi zegarami - powiedziałem wpatrując się w mrok sali. Nie odpowiedziałaś, kiedy zwróciłem się znów do ciebie, stwierdziłem, że zniknęłaś, a przy stole pozostał po tobie tylko jakiś mglisty cień. Zacząłem rozglądać się za tobą, nie słyszałem, abyś gdzieś wychodziła, ale mogłem nie słyszeć, słuch jest najbardziej zawodnym z moich zmysłów. Wyjrzałem na ciemny korytarz, nie było ciebie tam także, przeszedłem do drzwi wyjściowych, otworzyłem je i wyjrzałem na zewnątrz. Na dworze mgła bardzo zgęstniała od czasu mojego tu przybycia, ledwo dawało się dostrzec lampę nad drzwiami. Słychać było jakieś dziwne dźwięki, jakieś skrzypienia, szurania, jakby odgłosy ciężkich stąpnięć. Cofnąłem się do środka i zamknąłem drzwi. Zegary wciąż biły, a u wejścia do sali kominkowej stał gospodarz z założonymi na piersiach rękami. W słabym świetle padającym z wnętrza sali wydawał się jeszcze bardziej rosły. W tym momencie zadzwonił mój telefon komórkowy. Wyciągnąłem go z kieszeni i przyłożyłem do ucha. Usłyszałem twój głos, bardzo jakiś daleki, niknący. - Jaśku - mówiłaś - posłuchaj... - Skąd ty dzwonisz ? - krzyknąłem. Ale nic już nie było słychać. Odtrącając na bok gospodarza, wpadłem do środka, sala była pusta. Zakręciło mi się nagle w głowie, nie mogłem opanować słabości, opadłem na najbliższe krzesło. Wszystko wirowało mi przed oczami, stoły, kominek, rosła sylwetka w drzwiach, jacyś ludzie jakby znajomi. Słyszałem narastające, coraz głośniejsze i wszechogarniające bicie zegarów. Nie wiem jak długo to trwało. Ocknąłem się z czołem wspartym na zaplecionych rękach. W zaciśniętych kurczowo palcach trzymałem telefon komórkowy. Uświadomiłem sobie, że czuję dotknięcie dłoni, łagodnie gładzącej mnie po włosach. Podniosłem oczy i znów zakręciło mi się w głowie. Ujrzałem Ewę, ubraną w kraciastą koszulę, z włosami zaplecionymi w warkoczyki, patrzącą na mnie fiołkowymi oczami i uśmiechającą się tym swoim uśmiechem czułym, a jednocześnie kpiącym i jakby lekko zaczepnym. - Witaj - powiedziałaś. - Bardzo dawno się nie widzieliśmy. Czekałam na ciebie. Usłyszeć takie słowa po tylu latach... Odkręcić nagle w głowie wszystkie zaszłości, przelecieć po pamięci gigantyczną gumką i znaleźć się nagle w tamtym punkcie, tuż przed rozstaniem, kiedy tak właśnie wyglądałaś, zmysłowa, ze świetlistymi fiołkowo-niebieskimi oczami, taka, dla której można rzucić cały świat i tylko strach, podły strach przed tym powstrzymał. Udało mi się jednak przyjąć twoje pojawienie w miarę spokojnie, chociaż było ono ze wszech miar nieprawdopodobne. Atmosfera tego domu sprzyjała dziwnym manifestacjom. Dotknąłem twojej ręki. Była ciepła, jędrna, jej dotknięcie przywołało wspomnienie czasu, gdy samo pogłaskanie twojego ciepłego przedramienia wywoływało odczucia tak bardzo erotyczne, że chyba żadne z późniejszych doznań nie było w stanie im dorównać. - Witaj - powiedziałem po prostu. - Bardzo dawno się nie widzieliśmy. Czekałem na ciebie. Wstaliśmy oboje od stołu, ujęliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę korytarza. U wyjścia oczywiście natknęliśmy się na naszego gospodarza. - Wynajmie pan nam pokój ? - zapytałem. - Przecież pani ma już pokój wynajęty, zaraz obok tej drugiej pani - zdziwił się. Ścisnęłaś mocniej moją dłoń i pociągnęłaś mnie za sobą. Pokój był na pierwszym piętrze - mały, ciepły, oświetlony naftową lampą stojącą na stole, z szerokim, zaścielonym łóżkiem pod ścianą. Pociągnęłaś mnie za sobą w pachnącą czystością pościel. Poczułem zapach twoich włosów rozsypanych na poduszce, zdyszany szept, dotyk miękkich dłoni na karku