To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Mężczyzna skręcił ciało w bok, nagle się rozluźnił i uderzył mnie głową prosto w żołądek. Zachwiałem się, straciłem oddech i upadłem, jakby przywaliła mnie ołowiana płyta. Gdy oprzytomniałem, usłyszałem w dali pospieszne kroki mężczyzny. Widocznie świadomość straciłem tylko na chwilę. Nie miałem jednak dość sił, by go ścigać - nie opuszczał mnie omdlewający zapach jego pomady. Gdy wstałem, poczułem ból pod żebrami, jakbym miał jedno z nich złamane. Usiadłem i zwymiotowałem piwem i kwasami żołądkowymi. Oczyściłem się z błota, wyszedłem na główną ulicę i wsiadłem do taksówki. Kazałem się zawieźć pod wskazany adres w Takada-nobaba. To tu mieszkał Tanomogi, lecz nie było go w domu. Dowiedziałem się od gospodarzy, że jeszcze nie wrócił. Podałem taksówkarzowi adres instytutu. Strażnik bardzo się zdenerwował, kiedy mnie zobaczył. Zastałem go bowiem do połowy nagiego z ręcznikiem zarzuconym na szyję. - Widzisz? A jednak światło się pali. - Rzeczywiście, zatelefonuję. Może ktoś wszedł wtedy, gdy się kąpałem. Proszę chwilę poczekać. Nie zwracając na niego uwagi, wszedłem do budynku. Osaczyła mnie ciemność, a każdy krok pobrzmiewał w zalegającej ciszy, jakbym stąpał po cienkiej blasze pokrytej sadzą. W końcu prześwitujące w drzwiach światło zdradziło obecność człowieka. Oprócz mnie klucze miał tylko Tanomogi, zapasowe znajdują się w portierni. Czy został i w ogóle nie wychodził? (W takim razie strażnik skłamał z jakiegoś powodu). A jeśli wychodził, to może wrócił, ponieważ czegoś zapomniał... W każdym razie znów natrafiłem na kolejny przypadek. Sam nie wiem, dlaczego spodziewałem się na pewno go zastać. Nie potrafię tego jasno wytłumaczyć, miałem takie przeczucie. Być może usłyszę, że on też liczył, że mnie spotka, jeśli tu przyjdzie. Wyjawi prawdę czy skłamie - tego nie wiedziałem, w każdym razie powie to i uśmiechnie się radośnie... Nie powinienem odpłacać mu podobnym uśmiechem. Nie chciałbym pochopnie go osądzać, ale jednak wydaje mi się, że już nie mogę traktować go tak ufnie jak dotąd. Chociaż nie ma powodu sądzić, że współdziała on z moim wrogiem. Przecież zupełnie przypadkowo wybraliśmy na potrzeby testu prognostycznego księgowego, który następnie został zabity. Jednak to niepojęte, że od początku traktowałem ten ciąg przypadków, podobny do nieudolnie skleconej historyjki, jako niewątpliwą rzeczywistość. On wiedział ode mnie więcej i o krok wcześniej przewidywał. (To on wprowadził tak niezwykły temat jak istnienie ssaków wodnych, który podbudował hipotezę o płodach rozwijających się poza macicą, którą początkowo traktowaliśmy jak szalony wymysł tego dobrotliwego księgowego). Chciał mi powiedzieć coś więcej, uznając to, co mówi, za bzdury, nie spytałem go o szczegóły, szedłem do domu... Lecz nie czas teraz na puste rozważania, chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, co mogłoby stać się jakąś wskazówką. 20 Drzwi nie były zamknięte na klucz. Zmagając się z bólem żeber przekręciłem gałkę i gwałtownie pchnąłem drzwi. Zdumiony poczułem na policzkach chłodne powietrze. Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie obecność osoby opierającej się ręką o krzesło przed maszyną i patrzącej na mnie z wymuszonym uśmiechem. Była to Wada Katsuko. Uśmiechnęła się, lecz po chwili na jej twarzy pojawiły się oznaki zdziwienia. Widocznie spodziewała się kogoś innego. - Ty tutaj? - Ależ mnie pan przestraszył! - Jestem zaskoczony. Co robisz tu o tej porze? Wada wzięła głęboki oddech, odwróciła się na pięcie i lekko przysiadła na krześle. Nie wiem, czy była tego świadoma, ale usiłowała zachowywać się tak, jakby nic się nie stało, chociaż wyraz jej twarzy ją zdradzał. - Przepraszam, umówiłam się z Tanomogim. - Nie ma co przepraszać, ale czy na pewno tutaj się umówiłaś? - To było nieporozumienie - stwierdziła odwracając wzrok i potrząsając lekko głową to w prawo, to w lewo. - Mieliśmy zamiar powiedzieć panu o tym wcześniej. Zatem taka była prawda. Straszliwa prawda. Gorzki uśmiech mimo woli pojawił się na mojej twarzy. - No już dobrze. Nie martw się. To znaczy, że tutaj przyjdzie? - Nie, miał tu na mnie czekać. Kiedy przyszłam, nikogo nie zastałam. Wróciłam więc do domu, potem poszłam do jego mieszkania, ale tam też go nie było. Nagle ogarnął mnie przejmujący strach. - Odebrałaś telefon od strażnika? - Tak, ale... - Chyba nie zrozumiała intonacji w moim pytaniu, bo uśmiechnęła się z zakłopotaniem - ...powiedział, że przyszedł sensei, więc uznałam, że mówił o Tanomogim. No tak. Z punktu widzenia strażnika Tanomogi i ja to sensei. Było bardzo chłodno, działała klimatyzacja, jakby jeszcze przed chwilą pracowała maszyna diagnostyczna. Wada przymrużyła oczy, jakby oślepiło ją światło, i wcisnęła głowę w ramiona. - No właśnie, myślałam, że wkrótce wróci, więc postanowiłam zaczekać. To miało sens. Trudno ją o coś podejrzewać. Stałem się zbyt nerwowy. Nawet zmieszanie strażnika da się wytłumaczyć. Po prostu pomagał spotykać się potajemnie kochankom