To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
To Bardo jest grupą różnorodnych budynków, w których rezyduje nie tylko bej, lecz mieszkają także jego urzędnicy, dostojnicy i służba. Do ruin Kartaginy prowadzi droga przez pole bitwy pod Zamą, gdzie Scypion Afrykański pobił Hannibala. Największa część ruin pochodzi z czasów późniejszych, a za prawdziwe szczątki dawnej Kartaginy można uważać chyba tylko ów wodociąg, złożony z osiemnastu ogromnych cystern. Z tymi godnymi widzenia osobliwościami przyjezdny załatwia się bardzo szybko. Ja zająłem się teraźniejszością; życie i praca obecnej ludności zaprzątały mnie bardziej, aniżeli zakazane tu szukanie starożytności. Toteż rozstałem się z Turnerstickiem, który miał bardzo dużo pracy i zamieszkałem w śródmieściu u golarza, którego dom składał się z dwu wytwornych salonów, przedzielonych zasłoną, na całą szerokość i wysokość budynku. Pałac ten miał osiem kroków długości, a sześć szerokości, dach był słomiany, a ściany z gliny i słomy. Celem uniknięcia wydatku na drzwi zrezygnowano z budowy jednej ściany. Zasłona zrobiona była bardzo sprytnie z kawałków papieru rozmaitego gatunku, wielkości i barwy. Podłogę tworzyła poczciwa matka ziemia. Siedziałem tu na kanapie, to jest na moim worku podróżnym, jedynym sprzęcie w tym domu i zaglądałem przez otwory w zasłonie do drugiego salonu, gdzie golarz oddawał się swym zajęciom, jednak nie sam, lecz ze swoim haremem. Była to siedemdziesięcioletnia może kobieta, której głównym zajęciem było pieczenie cebuli. Salon nie był ani na chwilę próżny. Mój gospodarz miał widocznie liczną klientelę, ale nie zauważyłem żeby ktokolwiek płacił. Patrzeć na niego, gdy wykonywał swoje rzemiosło było prawdziwą rozkoszą. Szczególnie wzruszyła mnie dokładność, z jaką gromadził pianę mydlaną, zeskrobaną z twarzy i czaszek, aby nią potem z prawdziwą lubością smarować inne twarze i czaszki. Za mieszkanie miałem płacić cztery franki za miesiąc, czyli franka tygodniowo z góry. Gdy staremu dałem dwa franki i oświadczyłem, że zostanę tutaj tylko przez tydzień, uważał mnie za księcia z tysiąca i jednej nocy i okazał gotowość golenia mnie za darmo, czego się oczywiście wyrzekłem. Sprowadziłem się tu tylko po to, żeby przez jakieś dwie godziny dziennie przypatrywać się życiu w tunetańskiej golami. Resztę czasu spędzałem na przechadzkach po okolicy lub mieście, a w nocy spałem na statku. Przez pierwszych pięć dni nie spotkałem się z wrogim muzułmaninem. Jeśli chciał mnie ścigać, to szukał niewątpliwie w dzielnicy francuskiej a nie tutaj. Szóstego dnia wypadło mi się spotkać z nim w sposób niespodziewany. Oto, gdy przyszedłem poprzedniego dnia na statek, Turnerstick oznajmił mi z radością: – Charley, miałem dziś szczęście, wielkie szczęście. Zobaczę harem. – Nic wielkiego! Ja go widuję codziennie! – Gdzie? – U mojego golibrody. – Nie gadajcie głupstw! Nie zazdroszczę wam tej praciotki rozrabiacza mydła. Zresztą skoro już mówimy o mydle, to wiedzcie, że sprzedałem już swoje, a na resztę towarów też mam zbyt, czego zaś tu nie wezmą, zawiozę do Sfaksu, gdzie jest dobry targ. Chcę się tam udać, żeby się trochę zorientować. Czy pojedziecie ze mną? – Oczywiście! Może skorzystamy z linii Societa Rubattino? – Owszem. Pojutrze wieczorem odpływa stąd parowiec. Przygotujcie się do tego czasu! – Jestem gotów w każdej chwili. Ale wspomnieliście coś o haremie? – Nie tylko o haremie, ale o domu w ogóle. Od dawna pragnąłem zobaczyć wnętrze tunetańskiego domu, ale handlowcy, z którymi mam do czynienia urządzają swe domy po francusku. Jeden z tych panów ma mauretańskiego buchaltera, który mieszka u swego szwagra. Ten szwagier posiada piękny dom, urządzony na sposób wschodni, a buchalter chce mi go pokazać jutro przed południem. – Jak się nazywa ten szwagier? – Abd el Fadl. – To znaczy tyle co: sługa dobroci. Imię piękne i obiecujące wiele dobrego. Czy zgadza się żebyśmy go odwiedzili w jego domu? – Niewątpliwie. – A kim jest ten człowiek? – Nie wiem. Wiadomo wam przecież, że tu nie można dopytywać się o stosunki krewnych bez uchybienia zwyczajom. Buchalter zabierze nas z okrętu. – No, a harem? – Zobaczę także, ale tylko pokoje, ponieważ tej pani nie wolno się pokazywać. – Co wam z tego, że obejrzycie mieszkanie bez właścicielki? – A co wam z tego, że widzicie klientów golibrody? Chcę wzbogacić moje wiadomości tak samo, jak wy wasze. A więc pójdziecie ze mną? – Tak, ale tylko ze względu na was. – Jak to? – To może być zasadzka, z której trzeba będzie was wydobyć. – Co wam przychodzi do głowy! Ten młody buchalter to uczciwy człowiek. O zasadzce nie ma mowy, a zresztą kapitan Turnerstick nie jest z tych, którzy by się bali. Na tym rozmowa się skończyła. Ja widziałem dość wschodnich domów i tylko troska o bezpieczeństwo przyjaciela skłoniła mnie do towarzyszenia mu. Nazajutrz rano na pokładzie zjawił się buchalter. Był to młody Maur o wyglądzie budzącym zaufanie. Okazał się bardzo uprzejmy i skromny, i oświadczył, że szwagier wprawdzie nic nie wie o zamierzonym zwiedzaniu domu, ale w przypadku obecności na pewno by na nie zezwolił. Zapewnienie to wypowiedział z takim przekonaniem, że się uspokoiłem. Poszliśmy, ale ja oczywiście z rewolwerem. Udaliśmy się ulicą wychodzącą na plac Kasbah. Tam stał dom, którego ścianę od strony ulicy stanowił mur. Jedynym otworem w tej ścianie były drzwi