To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Świetnie się spisałeś, Eilec. Dałeś nam czas na zorganizowanie obrony. Butyr zawołał po imieniu kilku swoich kuzynów, machając do nich ręką, by podeszli. Jyrbian rozpaczliwie wodził wzrokiem, próbując zorientować się w układzie topograficznym terenu zasłanianym przez rozgorączkowany tłum. Znajdowali się w kotlinie na rozdrożu szlaków, które rozchodziły się we wszystkie strony świata. Butyr przykucnął i szybko narysował na ziemi półkole, przedstawiające plan obrony. - Możemy wysłać rodziny w dalszą drogę. Rozstawimy wszystkich, którzy potrafią dobrze władać mieczem, tu i tu. - Wskazał punkty po obu stronach drogi. - Nasi łucznicy powinni znaleźć się tutaj. Jyrbian popatrzył na pobliski tłum. Łucznicy? Z tego, co mówił Butyr, prawie spodziewał się ujrzeć pułk elegancko odzianych wojowników, a nie zmęczoną rzeszę uciekinierów. Ach tak, przypomniał sobie, że niektórzy poplecznicy Igraine'a nosili łuki przewieszone przez ramię. Rzadko też zdarzał się ogr, którego nie nauczono w dzieciństwie posługiwać się bolasami na zawodach. Całe letnie wieczory spędzano na tym zajęciu, które uważano za umiejętność odpowiednią dla osób z wyższych sfer. Tak więc plan Butyra potencjalnie mógłby się powieść, gdyby nie wysokość, na jakiej się znajdowali. Las był rzadki, a cienkie drzewa o bladej korze stanowiły kiepską osłonę. Jyrbian usiłował przypomnieć sobie ścieżki na północ i na zachód. - Czy jedna z nich przypadkiem nie prowadziła w górę, a potem wiodła po równym terenie, by znów wznieść się przed samym szczytem? - szepnął do Tenaj, która spojrzała wpierw na północ, potem na zachód, przypominając coś sobie, a następnie wskazała na północ. Igraine kiwał głową, przyglądając się znakom narysowanym przez Butyra na ziemi. Jyrbian zerknął prędko na Lyrralta i wystąpił naprzód. - Nieprzyjaciel zaatakuje z góry - rzekł szorstko. - Zostaniemy wycięci w pień. Everlyn pobladła na twarzy. Jyrbian dostrzegł, jak zaciska palce na ramieniu ojca. Butyrowi oczy pociemniały z gniewu. Wstał powoli i stanął naprzeciw Jyrbiana. - Zapewne chciałbyś, abyśmy odjechali najszybciej, jak to możliwe - rzucił szyderczo. Jyrbian wyprostował się. Górował wzrostem nad mniejszym mężczyzną. Spośród przysłuchujących się ogrów tylko jego brat był równie wysoki. - Chciałem jedynie powiedzieć, że powinniśmy wycofać się północnym szlakiem do miejsca, gdzie grunt się wyrównuje. - Pogardliwym gestem starł plan Butyra i narysował nowy. - Wtedy możemy postawić łuczników tutaj, w miejscu, gdzie królewska kawaleria będzie jechać pod górę. Szermierze mogą zaczekać w tyle na każdego, kto będzie dość śmiały lub głupi, by się przedrzeć. Pamiętajcie, królewskie wojsko składa się w głównej mierze z gwardii honorowej, która wprawiała się w pełnieniu ceremonialnych obowiązków, noszeniu sztandarów i tym podobnych rzeczach. - A ty zapewne wprawiałeś się w posługiwaniu się mieczem, wielmożny Jyrbianie - rzekł Butyr. Zanim Jyrbian zdążył odpowiedzieć, wtrącił się Igraine: - To dobry plan, który zawdzięczamy wam obu - rzekł, kładąc duży nacisk na słowo "obu". - Everlyn. powiedz pozostałym, żeby pomogli ci wyprawić dzieci w drogę. Jyrbianie, ty pojedziesz naprzód i wybierzesz stanowiska. Butyr podzieli wszystkich na grupy. Jyrbian skinął głową i złożywszy szybki ukłon Everlyn, oddalił się długimi krokami. Lyrralt poszedł z nim w milczeniu, dosiadł konia i pojechał za nim północną ścieżką. Jyrbian rzucił mu wodze i pieszo wspiął się na najwyższy punkt drogi, żeby rozejrzeć się z góry. Kiedy przyglądali się długiej kawalkadzie mijających ich rodzin i starszych ogrów, Jyrbian spytał: - Gdzie jest Khallayne? Przydałaby mi się na tym wzniesieniu. Lyrralt spojrzał na niego jak na szaleńca, lecz powiedział tylko: - Poszła naprzód z pozostałymi. - Co ci jest, bracie? Lyrralt spojrzał na niego, a potem znów w dół na dzielących się na grupy towarzyszy, z których część już wydobyła miecze. Widział słońce lśniące w ich ostrych klingach. - Czy cię to wcale nie niepokoi, że będziemy walczyć z naszym królem? - To ich szyje, nie nasze - odparł ostro Jyrbian. Kiedy Lyrralt nie odpowiedział, dokończył jeszcze surowiej: - Jeśli nie chcesz walczyć, idź z dziećmi. Nie plącz się pod nogami. Lyrralt zesztywniał, reagując wściekłością na gniewne spojrzenie Jyrbiana. - Będę wałczył, bracie. Po prostu to mi się nie podoba