To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Tylko po to, by nadziać się na następny - spierał się Drizzt. -Najlepsze, co mogę osiągnąć w tej sytuacji to remis. - Tak... - zgodził się Zak, nie w pełni rozumiejąc, na czym polegał problem jego ucznia. - Przypomnij sobie własne nauki! - krzyknął Drizzt. - Każdy ruch powinien przynieść korzyść. Tak mnie uczyłeś, ale w dolnym krzyżu nie widzę żadnej korzyści. - Cytujesz tylko część lekcji - rzucił Zak, teraz już również wściekły. - Dokończ zdanie albo w ogóle go nie zaczynaj! Każdy ruch powinien przynieść korzyść albo zlikwidować niekorzyść. Dolny krzyż broni cię przed podwójnym pchnięciem, a twój przeciwnik z pewnością zdobył znaczną przewagę, jeśli w ogóle próbuje tak odważnego manewru ofensywnego! Powrót do równowagi w takiej chwili jest jak najbardziej pożądany. - To parowanie nie jest dobre! - powiedział uparcie Drizzt. - Podnieś miecze - warknął na niego Zak, postępując groźnie krok w przód. Drizzt zawahał się, a Zak ruszył naprzód, wyciągając przed siebie miecze. Drizzt rzucił się na ziemię, podniósł sejmitary, by stawić czoło atakowi, zastanawiając się czy to lekcja, czy prawdziwa walka. Fechmistrz nacierał wściekle, zadając cios za ciosem i spychając Drizzta coraz bardziej w tył. Drizzt bronił się dobrze i zaczął dostrzegać znajomy wzór w atakach Zaka, który atakował coraz niżej, zmuszając Drizzta do zbijania jego ostrzy z góry. Drizzt domyślił się, że Zak chciał udowodnić swe racje czynem, a nie słowami. Widząc wściekłość na twarzy Zaka, Drizzt nie był jednak pewien, jak daleko fechmistrz mógł się posunąć. Jeśli Zak udowodni, że się nie mylił, czy znowu uderzy w lędźwia Drizzta? Z może w serce? Zak pochylił się, a Drizzt napiął wszystkie mięśnie i wyprostował się. - Podwójne pchnięcie! - warknął fechmistrz, a jego miecze uderzyły. Drizzt już na niego czekał. Wykonał dolny krzyż, uśmiechając się na widok pierścienia z metalu, który zamknął się wokół atakujących ostrzy. Potem Drizzt kontynuował ruch jednym tylko sejmita-rem, uważając, że w ten sposób z łatwością zbije oba ostrza Zaka. Teraz, uwolniwszy jedno ostrze, Drizzt wywinął nim w podstępnym kontrataku. Kiedy tylko Drizzt zaczął wykonywać manewr, Zak dostrzegł podstęp - sztuczkę, której się spodziewał. Zak opuścił czubek jednego ze swoich mieczy - ten bliższy rękojeści parującego ostrza Drizzta -na podłogę, a Drizzt, który starał się zachować równy nacisk na oba ostrza przeciwnika, stracił równowagę. Drizzt był wystarczająco szybki, by zatrzymać się, zanim zatoczył się za daleko, ale kostki jego palców dotknęły kamiennej podłogi. Nadal uważał, że złapał Zaka w swą pułapkę i że uda mu się zakończyć jego genialną kontrę. Wykonał krok naprzód, by odzyskać pełną równowagę. Fechmistrz pochylił się niemal do podłogi pod łukiem sejmitara Drizzta i wykonał półobrót, trafiając ciężkim obcasem w odsłonięte kolano Drizzta. Zanim Drizzt spostrzegł atak, leżał już na plecach. Zak szybko odzyskał równowagę i stanął mocno na nogach. Zanim Drizzt zrozumiał niezwykłą kontr-kontrę, zobaczył stojącego nad sobą fechmistrza, którego miecz naciskał boleśnie na jego gardło. - Czy masz coś jeszcze do powiedzenia? - warknął Zak. - To parowanie nie jest dobre - odrzekł Drizzt. Zak roześmiał się głośno. Rzucił miecz na podłogę, wyciągnął ramię i pomógł upartemu studentowi wstać. Uspokoił się szybko, odnalazł spojrzeniem lawendowe oczy Drizzta i odepchnął go na odległość ramienia. Zak zachwycał się łatwością ruchów Drizzta, tym jak trzymał sejmitary, które wyglądały jak przedłużenie jego ramion. Drizzt trenował dopiero od kilku miesięcy, ale opanował już posługiwanie się każdą niemal bronią z bogatej zbrojowni Domu Do'Urden. Te sejmitary! Drizzt wybrał broń o zakrzywionych ostrzach, która dokładnie odpowiadała stylowi walki młodego wojownika. Dzierżąc tę broń młody drow, ciągle niemal dziecko, mógł pokonać połowę członków Akademii, a po plecach Zaka zawsze przebiegał dreszcz, kiedy pomyślał, jakie mistrzostwo osiągnie Drizzt po latach treningu. Nie tylko fizyczne możliwości i potencjał Drizzta Do'Urden zmuszały Zaka do zadumy. Zak zorientował się już, że temperament Drizzta bardzo się różnił do temperamentu przeciętnego drowa. Drizzt miał w sobie niewinność i brak mu było choćby cienia złośliwości. Zak nie mógł nic poradzić na uczucie dumy, które nachodziło go, ilekroć spojrzał na Drizzta. Pod wszelkimi względami młody drow podporządkowywał się tym samym zasadom - moralności tak rzadko spotykanej w Menzoberranzan - co Zak. Drizzt również dostrzegł podobieństwo, choć nie zdawał sobie sprawy jak niezwykli są on i Zak w złym świecie drowów. Uświadomił sobie, że „wujek Zak" był inny niż jakikolwiek mroczny elf, jakiego znał, choć do porównania miał tylko własną rodzinę i kilka tuzinów żołnierzy domu. Z pewnością Zak był inny niż Briza, najstarsza siostra Drizzta, z jej ślepym oddaniem tajemniczej religii Lloth. Z pewnością Zak był inny niż Opiekunka Malice, matka Drizzta, która nie odzywała się nigdy do Drizzta, a jeśli już to zrobiła, to tylko tonem rozkazu. Zak potrafił uśmiechać się w sytuacjach, które nie przynosiły nikomu bólu. Był pierwszym drowem, jakiego Drizzt poznał, który wydawał się zadowolony ze swego miejsca w życiu. Zak był pierwszym drowem, którego śmiech słyszał Drizzt. - Dobra próba - podsumował fechmistrz. - W prawdziwej bitwie byłbym już martwy - odrzekł Drizzt. - Z pewnością - powiedział Zak - ale po to właśnie trenujemy. Twój plan był mistrzowski, wyczucie czasu doskonałe. Ale sytuacja była zła. Mimo to mówię, że to dobra próba. - Spodziewałeś się jej - powiedział uczeń. Zak uśmiechnął się i skinął głową. - Może dlatego, że widziałem już ten manewr w wykonaniu innego ucznia