To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
.. Spotkamy siê za pó³ godziny w stajni. Gdy w umówionym czasie zesz³am do stajni, Ben siedzia³ ju¿ na koniu. - Wybacz! - powiedzia³. - Dosta³em niespodzianie polecenie od Johna Polstarka, ¿ebym pojecha³ z nim na oglêdziny jakiejœ chaty. - Wiêc nie wybierzesz siê ze mn¹ nad jezioro? - spyta³am rozczarowana. - Ale¿ tak, to nie potrwa d³ugo. Chata jest gdzieœ blisko jeziora. Jeœli jesteœ gotowa do drogi, to ruszaj i zaczekaj tam na mnie. - Œwietnie! Ju¿ jadê... - uradowa³am siê. Tak wiêc, nieœwiadoma niczego i szczêœliwa, wyruszy³am w stronê jeziora, nie zdaj¹c sobie sprawy, ¿e od tej chwili moje ¿ycie nigdy ju¿ nie bêdzie takie samo jak przedtem. Dzieñ by³ ciep³y, choæ powiewa³ lekki, ch³odny wiatr. Dojecha³am do jeziora i rozejrza³am siê woko³o. Jak cicho tu by³o... ¯ywej duszy w zasiêgu wzroku. Wiedzia³am zreszt¹, ¿e w tym miejscu rzadko kiedy ktoœ siê pojawia. Natê¿y³am s³uch. Zdawa³o mi siê, ¿e s³yszê cichutkie dŸwiêczenie dzwonów. Tutaj ³atwo je by³o sobie wyobraziæ. Mia³am ochotê dotkn¹æ palcami wody. Lœni³a w s³oñcu, spokojna i g³adka, bez najmniejszej zmarszczki na powierzchni. Zatrzyma³am klacz i zeœliznê³am siê po jej boku, rozgl¹daj¹c siê za czymœ, do czego mog³abym j¹ uwi¹zaæ. Choæ by³a pos³uszna, ba³am siê, ¿e mo¿e mi gdzieœ zawêdrowaæ. - Tylko na chwilê, Glory! Ben zaraz tu bêdzie - uspokaja³am j¹, poklepuj¹c po szyi. Zesz³am nad jezioro, zanurzy³am w nim d³oñ i przez moment ci¹gnê³am j¹ po wodzie. Pomyœla³am, ¿e chcia³abym us³yszeæ g³os zatopionych dzwonów. Nie by³am jednak o tym do koñca przekonana, bo bardzo bym siê pewnie wystraszy³a, gdyby nagle zaczê³y biæ. Ciekawe, jak brzmia³by ich dŸwiêk? Chyba bardzo zduszony. Z pewnoœci¹ bym siê ba³a, s³ysz¹c go, ale tylko dlatego, ¿e by³am zupe³nie sama. Klacz nagle zar¿a³a. Sta³am nieruchomo, nie ogl¹daj¹c siê za siebie. - Spokojnie, Glory! - powiedzia³am. - Wkrótce nadjedzie Ben i wtedy puszczê ciê wolno, chyba ¿e Ben mia³by ochotê pojeŸdziæ stêpa. Us³ysza³am kroki. - Ben! - zawo³a³am i obejrza³am siê, ale to nie by³ on... - Dzieñ dobry! - rzek³ przybysz. By³ m³odym cz³owiekiem. Wygl¹da³ na niewiele ponad dwadzieœcia lat. Uœmiechn¹³ siê mile do mnie. - Zb³¹dzi³em - powiedzia³. - Mo¿e wska¿esz mi drogê? - Chêtnie. Mieszkam niedaleko st¹d. - Chyba nie w tym wspania³ym domu, który min¹³em? - A sta³ wysoko na skale? - Tak! Przypomina³ warowny zamek. Podszed³ bli¿ej i wpatrywa³ siê we mnie intensywnie. Mia³ krzaczaste brwi i gêste, ciemne, krêcone w³osy. - To zamek Cador - wyjaœni³am. - Moja rodzinna posiad³oœæ. - Gratulujê! Musi byæ cudownie mieszkaæ w takim domu. Jest piêkny. - I bardzo stary... - Domyœlam siê. - A dok¹d chcia³ siê pan udaæ? - Szukam noclegu. Czy jest tu jakaœ dobra gospoda? - Mamy tylko jedn¹, niewielk¹, nazywa siê "Fisherman's Rest". Kiedyœ by³ tu jeszcze jeden zajazd, "King's Arms", ze stajni¹ i wozowni¹. Dawniej zmieniano tam dyli¿anse, ale od kiedy zbudowano kolej, uby³o goœci i zajazd zamkniêto. W³aœciwie pozostaje panu tylko "Fisherman's Rest". - Mi³a z ciebie dziewczynka... - oznajmi³ nagle i podszed³ bli¿ej. W tym momencie po raz pierwszy oblecia³ mnie strach. Mê¿czyzna jakby siê zmieni³. Z pocz¹tku myœla³am, ¿e jest studentem, który wybra³ siê na wycieczkê w okolice, ale teraz nie by³am ju¿ tego pewna. - Dziêkujê! - rzek³am tak ch³odno, jak tylko potrafi³am, i chcia³am go wymin¹æ, ale chwyci³ mnie za ramiê. - Nastraszy³aœ siê? - spyta³. - Dlaczego? - Nie... nie... - wyj¹ka³am. - Po prostu muszê ju¿ iœæ. - Dlaczego? - wrzeszcza³, potrz¹saj¹c mn¹. Przysz³a mi do g³owy okropna myœl. Przypomnia³am sobie plakat. Spojrza³am na jego twarz. Utkwi³ we mnie dziki wzrok, który zdawa³ siê przewiercaæ mnie na wylot. "To ten wiêzieñ, co uciek³ z aresztu - pomyœla³am - i jestem z nim tutaj ca³kiem sama". Chcia³am krzykn¹æ, ale w ustach mi zasch³o i nie potrafi³am wydobyæ z siebie g³osu. Serce tak szybko mi bi³o, ¿e nie mog³am z³apaæ tchu. - Kim pan jest? - spyta³am go zmienionym, niemal piszcz¹cym g³osem. Nie odpowiedzia³. Zrobi³am parê kroków do ty³u i znalaz³am siê tu¿ nad wod¹. Wtedy on post¹pi³ do przodu i bardzo siê do mnie zbli¿y³. Wygl¹da³ zupe³nie inaczej ni¿ przedtem. Ju¿ nie przypomina³ sympatycznego studenta. W jego oczach dojrza³am jakieœ przera¿aj¹ce b³yski. Zdawa³o mi siê, ¿e ma rozszerzone Ÿrenice. - Lubiê ma³e dziewczynki - powiedzia³ i obrzydliwie siê zaœmia³. - Lubiê, gdy s¹ dla mnie mi³e... - Tak... tak... - potakiwa³am mu, próbuj¹c mówiæ normalnym tonem, i zastanawia³am siê, czy nie uda³oby mi siê szybko obok niego przeœlizgn¹æ i ruszyæ przed siebie biegiem, jak najdalej st¹d. Ponownie uchwyci³ mnie za ramiê, ale uda³o mi siê wyrwaæ i uwolniæ z uœcisku. Wtedy on znowu siê zaœmia³ tym swoim przera¿aj¹cym œmiechem i dotkn¹³ mojej szyi. - Nie! Nie! - krzycza³am. - Proszê odejœæ i zostawiæ mnie w spokoju. To by³ b³¹d. Nie nale¿a³o tego mówiæ. Kiedy usi³owa³am go wymin¹æ, przytrzyma³ mnie za rêkê. - Proszê pozwoliæ mi odejœæ! - prosi³am, ³kaj¹c. - Proszê mnie puœciæ! Ogarnê³a mnie panika. Nie potrafi³am spokojnie myœleæ. Zdawa³am sobie sprawê z jego bliskoœci i z motywów, jakimi siê kieruje. Choæ ich w pe³ni nie rozumia³am, wiedzia³am, ¿e zagra¿aj¹ memu ¿yciu. By³am ma³a i zwinna, ale on by³ doros³ym mê¿czyzn¹, znacznie ode mnie silniejszym. Czu³am, ¿e jeœli nie uda mi siê uciec, bêdê zgubiona. Krzycza³am, lecz zamkn¹³ mi usta d³oni¹. Kopnê³am go z ca³ej si³y i wtedy mnie puœci³. Uciek³am. Usi³owa³am dobiec do Glory, choæ wiedzia³am, ¿e zanim zdo³am j¹ odwi¹zaæ, morderca mnie z³apie. Zaczê³am biec. Po chwili dopad³ mnie. Upad³am. Szlocha³am przera¿ona i krzycza³am najg³oœniej, jak potrafi³am. Nikt mnie jednak nie s³ysza³. W pobli¿u nie by³o ¿ywej duszy. Wydawa³ mi siê okropnie obmierz³y i obrzydliwy. Gdy na niego patrzy³am, zbiera³o mi siê na wymioty. Pocz¹³ szarpaæ na mnie ubranie. Kopa³am go i zaciekle walczy³am. Musia³am go skaleczyæ, bo nagle krzykn¹³ z bólu, szpetnie zakl¹³ i zdzieli³ mnie po g³owie. Od razu pojawi³o siê dzwonienie w uszach i w ustach poczu³am krew. - Nie... nie... nie! - broni³am siê, p³acz¹c. Nigdy przedtem tak nie walczy³am. Wiedzia³am, ¿e moje ¿ycie zale¿y od tego, czy potrafiê siê obroniæ. £ka³am jak dziecko, wzywa³am na pomoc matkê i ojca. Ach, gdyby rodzice wiedzieli, co spotka³o ich ukochan¹ córeczkê