To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

To fakt, pomyślał Trevor. - Zastanawiałeś się, co zrobił z brylantami? - Dlaczego miałbym się nad tym zastanawiać? - Choćby dlatego, że to jego ostatni wielki skok. Na pewno o tym myślałeś. A ponieważ byłeś ciekawski... - Nie myślałem o brylantach. Myślałem o tym, ile przez niego wycierpiała moja matka. I o tym, jak się czułem, kiedy go widziałem po raz ostatni. - Kiedy to było? - Mieszkaliśmy wtedy w Columbus. Mieliśmy tam bardzo sympatyczny dom, miłe sąsiedztwo. Byłem szczęśliwy... Ojciec zjawił się późną nocą. Jak tylko usłyszałem jego głos, a potem głos matki, wiedziałem, że będziemy musieli się wyprowadzić. W sąsiednim domu miałem przyjaciela... Boże, nie pamiętam, jak się nazywał... Myślałem wtedy o tym, że stracę najlepszego przyjaciela i że już nigdy go nie zobaczę. I nie zobaczyłem. Ojojoj! Zaraz się rozpłaczę!, pomyślał Trevor zdegustowany. Odezwał się jednak współczującym tonem. - Nie było ci łatwo. Babcia też przeszła swoje. Ile wtedy miałeś lat? - Chyba z siedem, ale to nic pewnego. Mama zmieniała mi datę urodzenia. Dzięki temu łatwiej nam było się ukryć. Wymyślała kolejne nazwiska, dodawała mi albo odejmowała rok czy dwa... Wiem na pewno, że kiedy zostaliśmy Whittierami, miałem prawie osiemnaście lat. Mój ojciec dawno już nie żył. Wtedy powiedziałem mamie, że potrzebna mi jedna, już stała tożsamość. Chciałem zacząć normalne życie. Postanowiliśmy zostać przy tym nazwisku, ale matka nigdy nie przestała się martwić. Stare próchno, paranoiczka, pomyślał Trevor. - Jak sądzisz, dlaczego pojawił się akurat wtedy i właśnie tam? Czy to nie było mniej więcej w tym czasie, kiedy doszło do kradzieży brylantów? - Starał się utrzymać ze mną kontakt, chciał dręczyć moją matkę. Do dziś słyszę, jak jej powtarzał, że znajdzie ją wszędzie i mnie odbierze, kiedy tylko zechce. Ciągle słyszę płacz matki. - Ale chyba miał jakiś powód – naciskał Trevor - że zjawił się akurat wtedy. Trudno uwierzyć w taki zbieg okoliczności. Na pewno czegoś chciał. Powiedział coś szczególnego albo jej, albo tobie? - Jakie to ma znaczenie? Trevor musiał rozegrać sprawę bardzo ostrożnie. Owszem, uważał ojca za starego idiotę, ale to nie znaczyło, że nie wiedział, jak go podejść. - Odkąd mi o wszystkim powiedziałeś - odezwał się cicho - miałem o czym myśleć. Nie chcę się z tobą sprzeczać, po prostu nie bardzo mogę się pogodzić ze swoim dziedzictwem. - Ten człowiek jest dla ciebie nikim. Podobnie jak dla mnie i dla twojej babki. - To nieprawda, tato. -Trevor smutno pokręcił głową. - Nie korciło cię nigdy, żeby wyrównać rachunki? Zamknąć ten rozdział, dla własnego dobra i dla spokoju babci? Twojej matki? Ten człowiek miał miliony dolarów w brylantach. Twój ojciec. - Prawie wszystkie wróciły do właściciela. - „Prawie wszystkie". Jedna czwarta łupu nie została odnaleziona! Gdybyśmy zdołali dojść, co się z nimi stało, gdybyśmy je znaleźli, moglibyśmy wyrównać rachunki krzywd. Dowiedzielibyśmy się, komu je oddać... przez tę pisarkę, Samanthę Gannon. - Chcesz znaleźć brylanty zaginione pięćdziesiąt lat temu? - Mało brakowało, a Steve byłby się roześmiał, tyle że Trevor wydawał się taki poważny, taki szczerze zatroskany... A i on sam wzruszył się, że ma tak wrażliwego syna. - Nie przypuszczam, żeby to było możliwe. - Przecież sam zawsze powtarzasz, że dla chcącego nie ma nic trudnego. Ja chcę zakończyć tę historię. Na pewno dam radę. Ale potrzebuję twojej pomocy. Musisz sobie dokładnie przypomnieć, co się wydarzyło wtedy, kiedy przyszedł do was po raz ostatni. Przypomnij sobie, co było potem. Czy odzywał się do was z więzienia? Do ciebie albo do babci? Czy cokolwiek ci dał? Coś ci przysłał, a może powiedział? - Steve? Steven Whittier podniósł głowę na dźwięk głosu żony. - Zostawmy to na razie - powiedział cicho. - Matka wie o wszystkim, ale nie chcę do tego przy niej wracać. Jesteśmy na dole! - zawołał głośniej. -Tre-vor do nas zajrzał. - Trevor? Już schodzę. - Musimy porozmawiać o twoim ojcu - naciskał Trevor. - I porozmawiamy. - Steve położył mu dłoń na ramieniu, uśmiechnął się do niego zadowolony. - Spróbuję sobie przypomnieć wszystko, co może okazać się pomocne. Jestem z ciebie dumny, synu, cieszę się, że myślisz o naprąwieniu krzywd. Nie wiem, czy to możliwe, ale sama świadomość, że tego chcesz, jest dla mnie bardzo ważna. Wstyd mi, że sam o tym nie pomyślałem, Nie przyszło mi do głowy, by zamknąć ten rozdział, a nie tylko odpychać od siebie przeszłość. Trevor ukrył złość za maską uprzejmości. Usłyszał na schodach kroki matki. - Od tygodni nie potrafię myśleć o niczym innym. Wyszedł godzinę później. Przez gorącą parną noc poszedł do domu na piechotę. Musiał zaczekać, aż ojciec przypomni sobie jak najwięcej szczegółów. Steve Whittier był w tym bardzo dobry. Ale i tak wizyta u rodziców podsunęła mu pomysł na następny krok. Teraz odegra zatroskanego wnuka. Już następnego dnia odwiedzi ukochaną babcię w wariatkowie. Mniej więcej w tym samym czasie gdy Trevor Whittier szedł przez park, Eve stłumiła kolejne ziewnięcie. Miała ochotę na jeszcze jedną kawę, ale wiedziała, że musiałaby o to stoczyć wojnę z Roarkiem. Najczęściej odgadywał, dokąd ją poniesie, zanim sama to sobie uświadomiła. - Mamy trzy kobiety i sześcioro dzieci. - Podrapała się po głowie, żeby pobudzić krążenie krwi oraz proces myślenia. - Jeżeli odrzucimy wyniki pierwszego wyszukiwania