To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Zamkneła oczy, przygaszona fala gorzkiego zalu. ­ Tak, tak mo´wiłam ­ zgodziła sie udreczona i odwro´ciła głowe. ­ Prawie o tym zapomniałam. ­ A wszystkie po´z´niejsze analizy na nic, tak? ­ Odstawił szklanke i wyciagnał papierosa. Zapalił go, nie spuszczajac wzroku z Shelby. ­ To juz bez znaczenia. j:kol43 21-11-2006 p:20 c:0 20 BIAŁA SUKNIA Chodz´my, podwioze cie do pani Simpson, obejrzysz sobie ten poko´j. Shelby wiedziała, ze Justin wciaz wszystko pamieta i wciaz ma jej za złe. I ani troche nie odpus´ci. Gdy siegała po torebke, czuła, jakby ciezar całego s´wiata spoczał na jej szczupłych ramionach. Wyszła za nim z mieszkania, nie obdarzajac go spojrzeniem. j:kol43 21-11-2006 p:21 c:0 ROZDZIAŁ DRUGI Zatrzymawszy samocho´d na poboczu w poblizu domu pani Simpson, Justin wcisnał zwitek banknoto´w do torebki Shelby. Chciała zaoponowac´, ale on zapalił papierosa i całkiem ja zignorował. ­ Mo´wiłem ci juz, ze to zostanie miedzy nami ­ powto´rzył, patrzac na nia wyzywajaco, gdy wyłaczał silnik. Przemies´cił sie w anatomicznym fotelu auta i wyciagnał nogi. Znajdowali sie na wiejskiej, rzadko uczeszczanej drodze. Samocho´d stał pod rozłozystym debem. Justin wystawił łokiec´ przez otwarte okno i przygladał sie Shelby z ukosa. ­ Mo´wie szczerze. Jes´li chcesz traktowac´ to jako pozyczke, prosze bardzo. Shelby zagryzła wargi. ­ Oddam ci za jakis´ czas ­ odrzekła hardo, chociaz j:kol43 21-11-2006 p:22 c:0 22 BIAŁA SUKNIA wiedziała, ze to nie bedzie wcale łatwe. Pensja z trudem starczy jej na jedzenie i opłacenie czynszu. Prawdopodobnie nie bedzie jej stac´ na zadne nowe ciuchy. ­ To niewazne. ­ Dla mnie wazne. ­ Utkwiła w nim swe zielone oczy, pełne teraz watpliwos´ci. ­ Justin, co ze mna bedzie? ­ jekneła niespodziewanie. ­ Po raz pierwszy w zyciu jestem całkiem sama. Tyler jest w Arizonie. Nie mam rodziny... ­ Otrzasneła sie, odwracajac wzrok. ­ Chyba wpadam w panike ­ zauwazyła. ­ To tylko strach. Przyzwyczaje sie. Wybacz, ze to powiedziałam. Nie odezwał sie. Nie znał dotad bezradnej Shelby. Zawsze była spokojna, w kazdej sytuacji zachowywała zimnakrew. To jest u niej całkiem nowe. Zaniepokoił sie, widzac ja tak przestraszona. ­ Jes´li bedzie ci bardzo ciezko ­ zaczał cicho ­ zawsze mozesz sie wprowadzic´ do mnie. Zas´miała sie nieszczerze. ­ Tak, to by s´wietnie wpłyneło na nasza opinie. Justin wypus´cił kłab dymu z papierosa. ­ Jes´li jestes´ taka wrazliwa na plotki, mozemy sie pobrac´. ­ Mozna by powiedziec´, ze mu sie to wymkneło, ale mimo to nie spus´cił wzroku z jej twarzy. Shelby z wrazenia przestała na chwile oddychac´. Spojrzała na niego, stare rany otworzyły sie na dobre. ­ Dlaczego? ­ zapytała. Nie miał ochoty jej odpowiadac´. Nie chciał przyznac´, nawet sam przed soba, ze wciaz cos´ do niej czuje. Ostatecznie wzruszył tylko ramionami. j:kol43 21-11-2006 p:23 c:0 Diana Palmer 23 ­ Musisz przeciez gdzies´ mieszkac´. A ja mam dosyc´ mieszkania samemu. Odkad Abby i Calhoun wyprowadzili sie, czuje sie w tym cholernym domu jak w jakims´ mauzoleum. ­ Litujesz sie nade mna ­ oskarzyła go. Zaciagnał sie dymem. ­ Byc´ moze. I co z tego? Nie masz w tej chwili wyboru. Masz tylko nastepujaca alternatywe: albo pozyczysz ode mnie pieniadze na poko´j u pani Simpson, albo za mnie wyjdziesz. ­ Przygladał sie kon´co´wce papierosa. ­ Oczywis´cie, mozesz tez wro´cic´ do tego magazynu nad biurem Barry'ego Holmana i dac´ mu do zrozumienia, ze jestes´ do wziecia. ­ Przestan´! ­ prawie krzykneła oburzona. ­ Holman nie jest taki. A ty nie masz prawa uwazac´ mnie za swoja własnos´c´. ­ Naprawde? ­ Jego oczy przewiercały ja na wylot. ­ A jednak tak uwazam. Pamietam, ze ty tak samo mo´wiłas´ kiedys´ o mnie. Zareczylis´my sie kiedys´, Shelby, a taki zwiazek nie mija w jeden dzien´. ­ Tez mi zwiazek! ­ odrzekła, wzdychajac ze znuzeniem. ­ Nigdy nie rozumiałam, dlaczego włas´ciwie chciałes´ sie ze mna ozenic´. ­ Bo byłas´ moim kolejnym trofeum ­ rzekł chłodno, kłamiac w zywe oczy. ­ Wyrafinowana i bogata. Ja byłem zwyczajnym wiejskim chłopakiem z gwiazdami w oczach, a ty mnie zabrałas´ na niezła przejazdzke, moja pani. Teraz moja kolej. Teraz ja mam forse. A ty nie masz nic. ­ Przymknał oczy. ­ I nie mys´l j:kol43 21-11-2006 p:24 c:0 24 BIAŁA SUKNIA sobie, ze zaproponowałem ci małzen´stwo, bo w dalszym ciagu cie pragne. Nie, niczego nie zapomniał. Widziała to wyraz´nie w jego oczach, w całej jego postawie. Tak wiec ozeni sie z niai skaze jana taki gło´d miłos´ci, jakiego sam nigdy nie zaznał, miłos´ci, jakiej do niej nigdy nie czuł. Pogardzał nia, poniewaz spała z Tomem, i to było w tym wszystkim najs´mieszniejsze i najtragiczniejsze. Bo wciaz była dziewica... ­ Nie. ­ Westchneła, odpowiadajac po namys´le na jego pytanie. ­ Nie jestem taka głupia, zeby sie łudzic´, ze wciaz mnie pragniesz, bo przeciez uraziłam twojameska dume. ­ Podniosła wzrok, patrzac na jego twarz, na jego oczy przesłoniete rondem kapelusza, kto´rego niemal nigdy nie zdejmował. ­ Kiedys´ mi sie zdawało, ze troche ci na mnie zalezy, chociaz nigdy tego wprost od ciebie nie usłyszałam. To fakt. Nigdy nie była pewna, co skłoniło Justina, by sie jej os´wiadczył. Poza tym jednym nieszczesnym wieczorem nigdy nie pro´bował zaciagnac´ jej do ło´zka, nigdy nie sprawiał tez wrazenia, ze za niaszaleje. Ona zas´ była w nim do tego stopnia zakochana, ze nie us´wiadamiała sobie nawet jego braku zaangazowania, az do chwili, gdy zerwali zareczyny. Justin zlekcewazył jej uwage. ­ Jes´li potrzebujesz poczucia bezpieczen´stwa, moge ci je ofiarowac´ ­ odrzekł cicho. ­ Mam wystarczajaco duzo pieniedzy, chociaz nigdy nie bede nalezał do tej samej klasy co two´j ojciec. No ale on był milionerem. j:kol43 21-11-2006 p:25 c:0 Diana Palmer 25 Zacisneła powieki, czujac, jak zalewa ja fala wstydu. To jej ojciec, a takze własna naiwnos´c´ sprawiły, ze w Justinie narosło tyle goryczy. Tak, on chce sie teraz zems´cic´, pomys´lała. Byłaby strasznie głupia, akceptujac jego propozycje. ­ Nie, Justin, nie wyjde za ciebie ­ oznajmiła po chwili i wyciagneła reke ku klamce. ­ To niedorzeczny pomysł. Odwro´ciła twarz, w polu jego widzenia pozostał tylko jej profil. Natychmiast połozył reke na jej dłoni i przytrzymał ja, po czym ro´wnie szybko zabrał palce. ­ Calhoun i Abby mieszkaja osobno, u mnie sa tylko Lopez i Maria. Nie bedziesz musiała pracowac´, jes´li nie zechcesz, i bedziesz sie czuła bezpieczna. Oferował jej prawdziwe niebo, tyle ze bez jego uczuc´. Przede wszystkim było mu jej zal. Ale pod tym zalem kryła sie inna mroczna potrzeba. Czuła to. Chciał sie zems´cic´ za to, ze szes´c´ lat temu go odrzuciła. Jego duma domagała sie zados´c´uczynienia. Co´z, chyba jest mu to nawet winna, uznała z rozzaleniem, po tym, co zrobił mu jej ojciec. Znalazłaby sie blisko niego, jadałaby z nim przy jednym stole