To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Odkąd pamiętam, wszystkim tak się wydaje. Cały wschodni horyzont skrył się już za zasłoną nieprzeniknionej czerni, a nasza tratwa zdawała się płynąć odrobinę szybciej niż do tej pory. — Nie chciałam cię urazić, hipparcho... — szepnęła Pega. — Ja tylko... Jej słowa zagłuszyło pluśnięcie wysokiej fali. — Masz rację — odparłem. — Z tego, co wiem, wynika, że był bezwzględnym i okrutnym człowiekiem, a przynajmniej taką miał reputację, choć nie przypuszczam, aby sobie na nią w pełni zasłużył. Valeria najprawdopodobniej wyszła za niego po to, by zasiąść na tronie, choć zawsze temu zaprzeczała i w końcu chyba uwierzyła swoim słowom. Dobrze, że znalazła szczęście u boku drugiego męża. — Dobrze powiedziane, sieur — pochwalił mnie Odilo. — Trafione w dziesiątkę. Musisz bardzo uważać, Pego, kiedy decydujesz się fech- tować z żołnierzem. Thais zerwała się na nogi i wyciągnęła przed siebie rękę. — Patrzcie! Rozdział XLV Łódź Był to żagiel, chwilami unoszony Tak wysoko na falach, że widzieliś- my ciemny kadłub łodzi, chwilami zaś niknący nam z oczu, kiedy opadał na dno coraz głębszych dolin między spienionymi szczytami. Wrzeszczeliśmy jak opętani, podskakiwaliśmy, wymachiwaliśmy ręka- mi, a wreszcie chwyciłem Pegę za biodra, podniosłem w górę i po- stawiłem sobie na ramionach, gdzie z trudem utrzymywała równowagę, prawie jak ja kiedyś w palankinie na grzbiecie baluchithera. Żagiel z wyraźnej plamy zamienił się w cienką kreskę. — Toną! — jęknęła Pega. — Wcale nie — odparłem. — Skręcają w naszą stronę. Nie potrafię powiedzieć, ile oddechów ani ile uderzeń serca minęło, zanim ujrzeliśmy wyłaniający się zza szczytu fali ostry dziób łodzi, ale jestem pewien, że chyba nigdy czas nie dłużył mi się tak bardzo jak właśnie wtedy. Chwilę później łódź zrzuciła żagle i stanęła dziobem do wiatru w odległości celnego strzału z łuku od nas. Jak tylko ujrzałem, że za jej burtę wylatuje gruba lina, natychmiast skoczyłem do wody; nie wiedziałem, czy pozostali pójdą za moim przykładem, ale byłem pewien, że znacznie więcej będę mógł im pomóc na pokładzie łodzi niż na tratwie. Odniosłem wrażenie, jakbym wkroczył w zupełnie inny świat, jesz- cze bardziej niezwykły od tego. który rozciągał się nad strumieniem Madregot. Niespokojne fale i zachmurzone niebo znikły bez śladu, jakby nigdy nie istniały. Wyczuwałem silny prąd, lecz nie mam pojęcia, skąd wiedziałem o jego istnieniu, bo choć zatopione łąki mego zato- pionego królestwa przesuwały się dość szybko pode mną, a zatopione drzewa rozpaczliwie wyciągały ku mnie odarte z liści ramiona, to wydawało mi się, że wiszę zawieszony nieruchomo w przestworzach, Urth zaś obraca się majestatycznie daleko w dole. W pewnej chwili ujrzałem wiejską chatę; solidne ściany oparły się powodzi, kamienny komin stal prosto jakby nigdy nic, szeroko otwarte drzwi zdawały się natomiast zapraszać mnie do środka. Ogarnięty trudnym do opisania przerażeniem skierowałem się ku powierzchni; starałem się dotrzeć do niej tak szybko jak wtedy, kiedy groziło mi utoniecie w Gyoll. Jak tylko moja głowa wynurzyła się z wody, zaczerpnąłem pełne płuca powietrza i rozejrzałem się dokoła. W pierwszej chwili pomyś- lałem z przerażeniem, że przez pomyłkę popłynąłem w niewłaściwą stronę, ponieważ nigdzie w pobliżu nie mogłem dostrzec ani łodzi, ani tratwy, lecz zaraz potem fala uniosła łódź i ujrzałem jej zachlapany wodą żagiel. Zdawałem sobie sprawę, iż przebywałem pod wodą bardzo długo, na pewno znacznie dłużej, niż zamierzałem. Zacząłem pospiesz- nie pracować ramionami i nogami, pilnując się jednak, aby trzymać twarz nad wodą, a kiedy musiałem ją zanurzyć, czyniłem to z za- mkniętymi oczami. Odilo stał na rufie z ręką na rumplu; ujrzawszy mnie pomachał mi radośnie ręką i krzyknął coś, czego nie zrozumiałem. Zaraz potem nad burtą pojawiła się okrągła twarz Pegi, obok niej zaś jeszcze jedna, której nie znałem, brązowa i pomarszczona. Fala podniosła mnie jak kociaka i przesunęła o kilka łańcuchów, tak że nagle, bez żadnego wysiłku ze swojej strony, znalazłem się tuż obok zbawczej liny. Bezzwłocznie chwyciłem ją w ręce, Odilo zaś zostawił ster (który, o czym miałem się wkrótce przekonać, i tak był zablokowany we właściwym położeniu) i począł ciągnąć linę ze wszys- tkich sił. Łódź była dość głęboko zanurzona, w związku z czym nie miałem żadnych problemów z wdrapaniem się na pokiad. Pega, choć widziała mnie ostatnio nie dalej niż wachtę temu, przy- cisnęła mnie do serca jak ukochaną zabawkę, Odilo zaś ukłonił się. jakbyśmy wszyscy stali na ozdobnej posadzce Amarantowego Hy- pogeum. — Sieur, lękałem się już, że postradałeś życie wśród szalejących odmętów. — Złożył mi kolejny ukłon. — Twój widok, sieur, sprawia mi nie tylko ogromną przyjemność, ale także, jeśli wolno mi tak powiedzieć, jest dla mnie czymś w rodzaju nadzwyczaj miłej niespo dzianki. Pega wyraziła to samo w znacznie prostszy sposób: — Myśleliśmy, że nie żyjesz. Severianie! Zapytałem Odila. co stało się z drugą kobietą, ale zobaczyłem ją zaraz potem: jako rozsądna osoba zajęła się wybieraniem wody z łodzi, a jako wyjątkowo rozsądna osoba wylewała ją na zawietrzną. — Jest tutaj, sieur. Wszyscy jesteśmy. Ja pierwszy dotarłem do łodzi. — Wypiął dumnie pierś. — Dzięki temu mogłem trochę pomóc kobietom, ale jeśli chodzi o ciebie, to straciliśmy cię z oczu na samym początku, jak tylko zacząłeś zmagać się z falami, jeśli wolno mi tak powiedzieć. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, sieur, doprawdy, wprost trudno mi wyrazić..