To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Jednakże po dwudziestu minutach rozmowy Jan zaczął nabierać podejrzeń, doktor Turner oznajmił bowiem, że uzyskał dyplom akademii medycznej w Dominikanie. Dopiero wtedy uderzył go pompatyczny ton rozmówcy. Kiedy zaś lekarz zaczął przedstawiać swoją karierę, Schlichtmanna coś ścisnęło za gardło. Turner oświadczył na początku, że obecnie jest konsultantem rządu kuwejckiego do spraw ochrony środowiska oraz stałym ekspertem kliniki elektromiografii, współpracuje z kilkoma zespołami projektowymi w zakresie gazyfikacji węgla kamiennego i ropy naftowej, jak też jest doradcą firmy konsultingowej nadzorującej budowę laboratorium frakcjonowania krwi w Kostaryce. Jakby tego było mało, Turner dodał z dumą, że trwają rozmowy w sprawie poszerzenia jego uprawnień konsultanckich w Agencji Ochrony Środowiska, a w rzeczywistości jest nawet brana pod uwagę jego nominacja na stanowisko wicedyrektora filii agencji w Regionie Piątym. Schlichtmann słuchał tego wszystkiego z rosnącą trwogą. W ciągu zaledwie paru minut jego koronny świadek przeistoczył się w żywy koszmar każdego adwokata procesowego. Nie dało się jednak łatwo zapomnieć o bulwersujących wspomnieniach Turnera, Jan doszedł więc do wniosku, że lekarz musiał naprawdę widzieć rdzewiejące beczki w lesie, nawet jeśli historię nominacji na wicedyrektora agencji wyssał sobie z palca. Przeczuwał, że przyjmowanie zeznań doktora w czasie rozprawy byłoby zanadto ryzykowne, ponieważ mógł sobie wyobrazić, z jaką przyjemnością Facher weźmie go w krzyżowy ogień pytań. Na razie postanowił go jednak powołać na świadka, gdyż bardzo zależało mu na demaskatorskich stwierdzeniach dotyczących użycia trichloroetylenu oraz zardzewiałych beczek walających się aż do lat siedemdziesiątych na terenie lasku będącego własnością Beatrice Foods. Doszedł zresztą do wniosku, że warto chociażby w ten sposób napędzić strachu Facherowi. Pojawienie się nazwiska Bernarda Turnera na liście świadków oraz pobieżny opis jego zeznań rzeczywiście zasmuciły starego wygę. Był umówiony na spotkanie z radcą prawnym koncernu w chicagowskiej siedzibie, postanowił więc przy okazji odwiedzić Turnera i przesłuchać go na własną rękę. Schlichtmann nie mógł uczestniczyć w tym spotkaniu, był zbyt zajęty, by w ogóle brać pod uwagę możliwość wyjazdu do Chicago. Niemniej po powrocie Fachera wnikliwie zapoznał się ze spisanymi zeznaniami. FACHER: Miał pan jedenaście lat, kiedy widział te beczki w lesie? TURNER: Zgadza się. Przykuły moją uwagę czerwone ostrzegawcze nalepki. FACHER: Co na nich było napisane? TURNER: Ksylen, toluen, butanol. A także trichloroetylen. FACHER: I wszystkie te nazwy utkwiły w pamięci jedenastoletniego chłopca? TURNER: Czy pan przypadkiem nie próbuje mnie obrazić? FACHER: Po prostu nie wierzę, aby jedenastoletni chłopak zapamiętał skomplikowane nazwy związków chemicznych i potrafił je przytoczyć po trzydziestu latach. TURNER: To jednak prawda. FACHER: A może poznał pan nazwy rozpuszczalników dużo później i teraz tylko skojarzył je z obserwacjami sprzed trzydziestu lat? TURNER: Nie, pamiętam je jak dziś. A pan zapomniał już, jak wyglądała pańska matka? FACHER: Jak wyglądała? Z pewnością nie była podobna do blaszanej beczki ze skomplikowaną nazwą na nalepce. Protokół przesłuchania nie mógł oddać ani nastrojów, ani gestów czy tonu uczestniczących w nim osób, niemniej Schlichtmann z łatwością mógł sobie wyobrazić gorącą atmosferę, podniesione głosy bądź nawet krzyki. Pod koniec maszynopisu natknął się na fragment rozmowy dotyczącej byłej żony rozwiedzionego lekarza. FACHER: Jakie nazwisko nosi obecnie pańska była żona? TURNER: Sharon Turner. FACHER: Wie pan, gdzie mieszka? TURNER: Nie. FACHER: Wyszła ponownie za mąż? TURNER: Nie wiem. Chyba nie. Dla Schlichtmanna tych parę pytań nie miało większego znaczenia. Potraktował je jak rutynową próbę zdobycia wszelkich możliwych informacji. Cztery dni po przesłuchaniu wynajęty przez Fachera prywatny detektyw odnalazł byłą żonę Turnera w Stark, niewielkiej osadzie w New Hampshire, tuż przy granicy kanadyjskiej. Powiedział jej przez telefon, że jest zaangażowany w sprawę, w której jej mąż został powołany na świadka, ale wie także o pochodzącym sprzed trzech lat nakazie egzekucji sądowej wobec doktora Turnera. — Pozwała pani męża do sądu za uchylanie się od płacenia alimentów na dzieci? — zapytał. Sharon przytaknęła z ociąganiem. Detektyw odparł, że wie, gdzie obecnie przebywa jej były mąż, który dysponuje dość pokaźnym majątkiem i bez większych kłopotów mógłby uregulować wszelkie należności. Ochoczo podjął się aresztować Bernarda, gdyby ten kiedykolwiek pojawił się w Massachusetts. Sharon odrzuciła tę ofertę. Kiedy detektyw ją powtórzył, spotkał się z jeszcze bardziej stanowczą odmową. Podziękował uprzejmie za rozmowę i na wszelki wypadek podyktował swój numer