To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Proszę się zastanowić. Jeśli spróbujemy rozwiązać nasz problem w ten trochę nieuczciwy sposób, jakie będą konsekwencje? Nie mówię już o wstydzie i cierpieniu Gladii, która nie tylko musiałaby pogodzić się z utratą Jandera, ale także z myślą, że sama do tego doprowadziła, o ile naprawdę wstydziła się i okazała mu to. Nie chciałbym tego robić, ale na chwilę zapomnijmy o tym. Moi wrogowie natychmiast powiedzą, że pożyczyłem jej Jandera, żeby doprowadzić do jego zniszczenia. Zrobiłem to, oświadczą, żeby wypróbować metodę wywoływania zapaści psychicznej u humanoidalnych robotów, nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji. Będzie jeszcze gorzej, ponieważ nie tylko zostanę oskarżony o knucie intryg, jak teraz, ale i o to, że postąpiłem niegodnie wobec niczego podejrzewającej kobiety, którą oszukałem udając przyjaźń. Baley oniemiał. Szczęka mu opadła i z trudem wyjąkał: — Przecież nie mogliby… — A jednak. Sam pan był tego bliski przed kilkoma minutami. — Ja tylko wykluczałem… — Moi nieprzyjaciele nie wykluczaliby, a już na pewno nie stwierdziliby publicznie, że to niemożliwe. Baley czuł, że się czerwieni. Oblała go fala gorąca i nie potrafił spojrzeć Fastolfe’owi w oczy. Odchrząknął zmieszany. — Ma pan rację. Powiedziałem to bez zastanowienia i mogę jedynie prosić o wybaczenie. Jestem głęboko zawstydzony. Chyba nie ma innego wyjścia niż odkrycie prawdy — jeżeli zdołamy tego dokonać. — Nie popadajmy w rozpacz — rzekł Fastolfe. — Już odkrył pan związane ze sprawą Jandera fakty, o których nie miałem pojęcia. Może odkryje pan ich więcej, tak że to, co obecnie jest dla nas zagadką, stanie się zrozumiałe. Co zamierza pan teraz robić? Jednak Baley nie potrafił przestać myśleć o swojej klęsce. — Naprawdę nie wiem — odparł. — No cóż, nie powinienem pytać. Ma pan za sobą długi i niełatwy dzień. Nic dziwnego, że umysł pana pracuje trochę wolniej. Czemu pan nie odpocznie, nie obejrzy filmu albo nie położy się spać? Baley kiwnął głową i wymamrotał: — Może ma pan rację. Jednak wcale nie przypuszczał, że następnego ranka poczuje się lepiej. Sypialnia była zimna, zarówno pod względem temperatury, jak i wystroju. Baley lekko zadygotał. Niska temperatura sprawiała, że miał wrażenie, iż znalazł się w Zewnętrzu. Ściany były jasne i (co niezwykłe u Fastolfe’a) niczym nie udekorowane. Podłoga wyglądała jak z kości słoniowej, lecz pod bosymi nogami czuł miękką wykładzinę. Łóżko było białe, a gładki koc miły w dotyku. Baley usiadł na posłaniu i stwierdził, że materac lekko się uginapod jego ciężarem. Odwrócił się do Daneela, który wszedł za nim. — Daneelu, czy niepokoi cię, kiedy człowiek opowiada ci kłamstwa? — Wiem, że ludzie czasem kłamią, partnerze Elijahu. Czasami kłamstwo może być użyteczne lub konieczne. Moja ocena zależy od kłamiącego, okazji i powodu. — Czy zawsze wiesz, kiedy ktoś kłamie? — Nie, partnerze Elijahu. — Czy uważasz, że doktor Fastolfe często kłamie? — Nigdy nie stwierdziłem, żeby doktor Fastolfe skłamał. — Nawet w związku ze śmiercią Jandera? — O ile wiem, wszystko, co powiedział, było prawdą. — Może polecił ci tak mówić? — Nie, partnerze Elijahu. — Jednak może i to kazał ci powiedzieć… Urwał. Znowu to samo: jaki sens przesłuchiwać robota? A już szczególnie w tym wypadku był to tylko krok w tył. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że materac cały czas uginał się i że zapadł się już po biodra. Podniósł się z łóżka. — Czy ten pokój jest ogrzewany, Daneelu? — Będzie ci cieplej, kiedy przykryjesz się kocem i zgasisz światło, partnerze Elijahu. Wywiadowca podejrzliwie rozejrzał się wokół. — Zechcesz zgasić światło i pozostać w pokoju? Światło zgasło niemal natychmiast i Baley stwierdził, że pomylił się przypuszczając, że ten pokój nie był niczym ozdobiony. Gdy zapadła ciemność, znalazł się w Zewnętrzu. Słyszał cichy szept wiatru wśród drzew, a z oddali dochodziły głosy zwierząt. Nad głową widział rozgwieżdżone niebo, po którym przepływały ledwie widoczne obłoki. — Zapal światło, Daneelu! W pomieszczeniu zrobiło się jasno. — Daneelu — rzekł Baley. — Nie chcę tego. Nie chcę gwiazd, obłoków, dźwięków, drzew, wiatru ani żadnych zapachów. Chcę ciemności — kompletnej ciemności. Możesz to zrobić? — Oczywiście, partnerze Elijahu. — A więc zrób. I pokaż mi, jak mogę wyłączyć światło, kiedy będę mógł zasnąć. — Jestem tutaj, żeby cię chronić. — Jestem pewien, że możesz to równie dobrze robić po drugiej gronie drzwi — powiedział zrzędliwie Baley. — Giskard zapewne będzie pod oknami, jeśli za tymi zasłonami są jakieś okna. — Są. Jeżeli przejdziesz przez ten próg, partnerze Elijahu, znajdziesz tam dyskretkę przeznaczoną dla ciebie. Ta część ściany jest niematerialna, więc przejdziesz przez nią z łatwością. Światło zapali się, kiedy wejdziesz, a zgaśnie, gdy wyjdziesz — i nie ma tam żadnych ozdób. Możesz wziąć prysznic, jeżeli chcesz, albo zrobić to, na co masz ochotę przed pójściem spać. Baley skierował się w stronę dyskretki. Nie dostrzegł żadnej szpary w ścianie, lecz podłoga w tym miejscu lekko się wybrzuszała sugerując obecność progu. — Dlaczego widzę w ciemnościach, Daneelu? — Ta część ściany, która nie jest ścianą, lekko fosforyzuje, do nocnej lampki, to przy wezgłowiu pańskiego łóżka znajduje się wgłębienie, które — jeśli włoży pan tam palec i przyciśnie — zaciemni pokój lub rozjaśni. — Dziękuję. Możesz już odejść. Pół godziny później leżał skulony pod kocem, przy zgaszonym świetle, spowity uspokajającą ciemnością. Jak powiedział Fastolfe, miał za sobą długi dzień. Prawie niewiarygodne, że dopiero co wylądował na Aurorze. Od rana dowiedział się bardzo wiele, ale na nic mu się to nie zdało. Leżał w mroku i po kolei rozpamiętywał wydarzenia ostatnich godzin w nadziei, że przypomni sobie coś, czego wcześniej nie zauważył — ale nic takiego się nie zdarzyło. Nawet spokojnemu, mądremu, bystrookiemu Elijahowi Baleyowi z hiperwizji. Materac niemal go owijał, podobny do ciepłego kokonu. Baley poruszył się i materac wyprostował się, po czym powoli dopasował do ciała