To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
.. – zawahał się – z jednej z tych wielkich wytwórni. Biedny Leonard nie umiał kłaniać; jego chłopięcy głos ochrypł z wrażenia przy tak wielkiej brawurze. Nawet jeśli ktoś tu przyjechał w sobotę z pytaniami o UFO, nie mógł to być Maddoc, gdyż w najlepszym razie dotarł do Nun’s Lakę parę godzin przed Micky. – Nie powiem z której – dodał Teelroy. – Rozumiem. – I jakieś pół godziny temu ktoś do mnie zadzwonił. Pewien pan powiedział, że przyjechał z Kalifornii, żeby się ze mną spotkać, więc to pewnie jeden z was. – Z jego głosu zniknęło wahanie i chrypka. Teelroy nie kłamał. – Wkrótce tu będzie. – Cóż, na pewno słyszał pan o Paramount Pictures, prawda? – Spora wytwórnia. – Bardzo spora. Nazywam się Janet Hitchcock – przypadkowa zbieżność – i jestem dyrektorem w Paramount Pictures. Jeśli to Maddoc zapowiedział swoją wizytę, nie chciała dopuścić, żeby Teelroy o niej wspomniał. Teraz nie będzie już śladu po „gwieździe filmowej” w zakurzonym starym camaro. Za to Teelroy na pewno wspomni o Janet Hitchcock z Paramount Pictures. – Miło mi panią poznać. Wyciągnął rękę, a ona ją uścisnęła, zanim zdążyła się zastanowić, czego mogły niedawno dotykać te palce. – Jutro do pana zadzwonię – skłamała. – I spotkamy się po południu. Choć był groteskowy, usiłował ją nabrać oraz mógł być niebezpieczny, i tak żałowała, że musi go okłamać. Wyzbył się podejrzeń, ale jego oczy nadal wypełniała rozpacz i głód. W sumie postać raczej żałosna niż odrażająca. Na tym świecie jest zbyt wiele osób, które bez wahania dobiją rannego. Nie chciała być jedną z nich. 63 Curtis siedzi na fotelu obok kierowcy w zaparkowanym domu na kółkach, wygląda przez przednią szybę i zastanawia się, czy zakonnice są na tyle odważne, że pływają na skuterach wodnych przy nadciągającej burzy. Przybył do Nun’s Lakę w sobotę wieczorem, otoczony opieką sióstr Spelkenfelter. Znaleźli miejsce na kempingu z widokiem na zasłonięte drzewami jezioro. Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny Curtis nie zauważył żadnych zakonnic ani na jeziorze, ani na brzegu przy swoich codziennych zajęciach. Jest zawiedziony, bo na filmach widział bardzo wiele pięknych i dobrych zakonnic – Ingrid Bergman! Audrey Hepburn! – lecz od przybycia na tę planetę nie spotkał ani jednej. Bliźniaczki zapewniły go, że jeśli będzie cierpliwy i uważny, zobaczy całe zastępy zakonnic w habitach, bawiące się na nartach wodnych, ślizgaczach i skuterach wodnych. Z ich rozkosznych chichotów Curtis wnosi, że bawiące się zakonnice muszą być jednym z najbardziej uroczych widoków na tej planecie. Kiedy w piątek wieczorem w Twin Falls ujawnił swoją prawdziwą naturę, Cass i Poiły zaproponowały, że będą jego nadwornymi strażniczkami. Usiłował wyjaśnić, że nie pochodzi z rodziny królewskiej i jest tak samo zwyczajny jak one. No, może nie całkiem, no bo jednak potrafi kontrolować swoją biologiczną strukturę i zmieniać kształt, tak by udawać wszystkie organizmy o odpowiednio wysokim poziomie inteligencji, ale poza tym jest całkiem do nich podobny, tyle tylko że nie potrafi żonglować, a gdyby przyszło mu występować nago na scenie w Las Vegas, ze wstydu nie mógłby nawet ruszyć palcem. Jednak one uparły się przykładać do tej sytuacji szablon „Gwiezdnych wojen”. Chcą w nim widzieć księżniczkę Leię, tylko bez bujnego biustu i skomplikowanej fryzury. Mówią, że od dawna marzyły o tej chwili i są gotowe pomagać mu przez resztę życia w wykonywaniu zadania, z którym przybyła tu jego matka i jej uczniowie. Wyjaśnił im, na czym polega jego misja, więc wiedzą, co może zrobić dla ludzkości. Jeszcze nie dał im Daru, ale wkrótce to zrobi i już teraz nie mogą się doczekać. Ponieważ okazały mu tyle dobroci i ponieważ przyzwyczaił się uważać je za siostry, z początku nie był pewien, czy z nimi pozostać, gdyż to narażało je na niebezpieczeństwo. Od tego czwartkowego potknięcia był Curtisem Hammondem w każdym calu. Wrogowie nie mogą go już wykryć tak łatwo jak na początku, a w dodatku z każdą godziną lepiej wtapia się w ludzką populację. Jednak nawet kiedy nie będzie już wykrywalny dla biologicznych skanerów, których tak długo unikał z największym wysiłkiem, łowcy ludzkiego oraz nieludzkiego rodzaju nadal będą go ścigać. A jeśli złe huncwoty go odnajdą, ci, którzy mu towarzyszą – na przykład Cass i Poiły – zostaną skazani na śmierć tak samo jak on. Ale przez tych sześć gorączkowych dni na Ziemi zdążył dorosnąć; wskutek straszliwej straty i odseparowania od własnego gatunku zrozumiał, że powinien nie tylko przeżyć, nie tylko mieć nadzieję, że wypełni misję matki, lecz chwytać każdy dzień i działać. Działać! A do tego potrzebne mu silne oparcie w kręgu przyjaciół, zaufanej kadrze oddanych mu dusz, dobrych serc i bystrych rozumów; rzecz jasna ci przyjaciele muszą też być odważni. Bardzo nie chciał brać odpowiedzialności za cudze życie, ale nie ma wyboru, jeśli zamierza udowodnić, że jest godnym synem swojej matki. Zmienianie świata, a musi go zmienić, żeby uratować, ma swoją cenę, czasami straszliwą. Jeśli ma skupić dość sił, by doszło do zmiany, Cass i Poiły są idealnymi kandydatkami. Dobroć ich serc jest niepodważalna, podobnie jak bystrość umysłów, a razem mają tyle odwagi, że można by nią obdzielić pluton komandosów. Co więcej, dzięki życiu w Hollywood nauczyły się walczyć o przetrwanie i doskonale władać bronią, co już im się zdążyło przydać. Przywiozły Curtisa do Nun’s Lakę, ponieważ i tak by tu przyjechały, nawet gdyby ich nie spotkał. To kolejny przystanek w ich pielgrzymce w poszukiwaniu UFO, a na ranczo Neary’ego wstąpiły po drodze, kiedy wojskowe organizacje odgrodziły kordonem połowę Utah w pościgu za obłąkanymi handlarzami narkotyków, którzy – co wiedzą wszyscy przy zdrowych zmysłach – muszą być kosmitami. Poza tym po strzelaninie w sklepie na rozdrożu doszły do wniosku, że mądrze będzie oddalić się od granicy Nevady dalej niż do Twin Falls w Idaho. Teraz, po bardzo potrzebnym dniu odpoczynku, obie naradzają się przy stole, studiują mapy i zastanawiają się, dokąd powinny pojechać, a Curtis wypatruje bawiących się za – konnic. No i zajmuje się tak rozległymi planami kampanii zmieniania świata, że jego dziesięcioletni mózg – aczkolwiek organicznie powiększony na prośbę ukochanej matki – chyba mu za chwilę eksploduje. A gdy tak z zajęciem snuje plany ratowania świata, psina musi wyjść na siusiu