To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
– Ale dlaczego? Cały ranek jeźdźcy kręcili się pod murami. Ich pierwszy atak zakończył się kompletnym niepowodzeniem – worki z prochem zaledwie porysowały bramę. Przez kilka ostatnich godzin jeździli dookoła murów i miotali w kierunku straży obelgi, co odnosiło zamierzony skutek, sądząc po narastającej furii wojowników Camsana. – Chcą, żebyśmy ich pogonili – powiedział wódz. – Dlatego właśnie tego nie zrobimy. Odwrócił się i popatrzył na miasto wzrokiem właściciela. Chociaż Sindi poniosło bardzo duże straty w wyniku grabieży, wciąż pozostawało klejnotem górnej Tam. Zbocza zwieńczonego cytadelą wzgórza pokrywały rzędy niskich kamiennych domów. To on, Camsan, zdobył Sindi i rogi tego znienawidzonego zdrajcy Canta. Nikt nie mógł odebrać mu tych osiągnięć. Wódz postanowił, że miasto zostanie stolicą nowego, potężnego imperium, które wkrótce zastąpi państwo słabych i tchórzliwych gównosiadów, którzy ośmielili się stawić czoła Bomanom. Jego rozważania o przyszłości przerwało nadejście Traga. Starszy wódz uderzył dłonią w kamienny mur. – Jeśli zostaniesz tu dłużej, jakbyś bał się walczyć z kilkuset zasrańcami Związku w otwartym polu, do jutra możesz stracić swoją pozycję naczelnego wodza. – Jest aż tak źle? – spytał Camsan. Trag chrząknął, a wódz rozejrzał się po otaczających ich wojownikach. Jego doradca może mieć rację. – Dobrze, weź Tarnt’e i pogońcie ich. Nie było jeszcze takiego oddziału jazdy, którego Bomani nie potrafiliby wdeptać w ziemię. Nawet grupa starych, zmęczonych Bomanów – dodał ze śmiechem, ale Tragowi nie udzieliło się jego rozbawienie. – Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł – powiedział poważnie doradca. – Kiedy wrócę zza murów, twoje miejsce będzie już zajmować Knitz De’n. – Ale jeśli zaatakujemy Przystań K’Vaerna, to oznacza śmierć tysięcy z nas. Czy tego właśnie chce De’n? – Nie – odparł starszy wódz. – Ale każdy żołnierz myśli, że to nie on będzie umierał. Tak naprawdę chodzi im o to, żeby powrócić do swoich wiosek. Ponieważ złożyliśmy tę głupią przysięgę, że zniszczymy wszystkie miasta Południa, nie możemy jeszcze odejść. Nasi wojownicy chcą zniszczyć Przystań K’Vaerna i wypatroszyć te gównosiadzkie zakute łby. – Nie rozumieją, że te zakute łby jeżdżą tak po to, żebyśmy wyszli za mury? Musi być jakiś powód, dla którego chcą nas wywabić z miasta, Mab. – Oczywiście, i większość naszych wojowników o tym wie. Ale skoro nie mogą zniszczyć Przystani K’Vaerna, wystarczy im zabicie tych żołnierzy. To przynajmniej byłoby honorowe wyjście. Poza tym tamtych jest tylko trzy czy cztery setki. – O to właśnie mi chodzi – powiedział Camsan. – Sami Tarnt’e wystarczyliby aż nadto, żeby ich zmiażdżyć. – Trzymasz w tym śmierdzącym mieście czterdzieści tysięcy wojowników – odparł cierpliwie Trag. – Wszyscy oni chcą zabijać... i zaczynają im przychodzić do głowy różne pomysły. Myślisz, że nie wiedzą, ile kobiet i dzieci z innych klanów mamy tu pod opieką? Oczy Camsana zwęziły się, a Trag parsknął śmiechem. – Oczywiście, że wiedzą! Na szczęście myślą, że starasz się w ten sposób trzymać innych wodzów klanów w szachu. Wydaje mi się, że nawet podziwiają twoją bezwzględność. Tego właśnie oczekują od wojennego wodza. Nasi wojownicy to Bomani, a ich topory zbyt długo już nie zanurzały się we krwi. Jeśli nie dasz im okazji do zabijania, zaczną bardzo poważnie zastanawiać się nad zabiciem ciebie. Kny, jesteś jednym z najlepszych wodzów i wierzę, że masz szansę dokonać tego, o czym marzysz. Ale jeśli nie będziesz zwracał uwagi na to, co czują twoi wojownicy, zginiesz. Obaj wiedzieli, że tak może się stać. Niejeden wojenny wódz został przez Bomanów zabity, gdy wydał im się zbyt tchórzliwy, a wielu wodzów po prostu wysłano na emeryturę. – No dobrze – powiedział w końcu Camsan. – To niedorzeczne wysyłać tylu ludzi, żeby pokonali tak niewiele zakutych łbów, ale chyba masz rację. Dam im okazję do zabijania. Ale jeśli mamy bawić się w chowanego po lasach, ty i twoje plemię musicie tu zostać. Tobie przynajmniej mogę zaufać, że niczego nie spieprzysz. – Mogę utrzymać miasto – zgodził się wódz. – Poza tym jestem już za stary na ściganie się z civan. *** Julian zaktualizował mapę sytuacyjną na swoim padzie i przesłał dane kapitanowi. – Jak dotąd wszystko wygląda nieźle, sir. Główne siły Bomanów właśnie wychodzą przez bramę. Jedyna zła wiadomość to ta, że wcześniej widzieliśmy inną grupę – około dwóch tysięcy, idącą na południowy wschód. Nie mamy pojęcia, dokąd szli ani gdzie są w tej chwili