To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wyglądało na to, że smok podejmuje w związku z nią działania na szeroką skalę. – Wspominałeś coś o przeznaczeniu – powiedziała powoli. – I że smok prawdopodobnie lęka się tego przeznaczenia. A może smok niczego nie może zrobić, żeby nas powstrzymać? Kto wie, rozmyślała, czy nie powinna raczej skoncentrować uwagi na większych rzeczach? Pomyślała o wyspie porośniętej wysokimi drzewami, o plemieniu Anno, o jej sąsiadach z Kasztanowego Zaułka, wreszcie o Ochotnikach, Oomgoshu i... – Co to takiego? – zawołała. Rozległ się potężny łoskot, wypełniając całą przestrzeń, zagłuszając głosy. – Rozgniewaliśmy smoka? – krzyknęła. – Może ty – odkrzyknął Garo. – Sądzę, że na mnie smok nie zwraca większej uwagi. Gdybym go rozzłościł, zaraz przestałbym istnieć. – Jego głos ucichł na chwilę. – Posłuchaj! – rzekł w końcu. Nie wydaje mi się, żeby tak ryczał smok. I ona zauważyła różnicę. Łoskot przeobraził się w bardziej dźwięczne, odległe nawoływanie... albo też w skrzek ptaka. Mary Lou poczuła na policzkach nagły powiew, jakby para skrzydeł załopotała tuż przed jej twarzą. – Kra! – rozlegało się. – Kra! Mary Lou nie wierzyła własnym uszom. – To mi przypomina głos Kruka! – A czyj miałoby przypominać? – zabrzmiało w odpowiedzi. – To ty, Kruku? – zapytała Mary Lou wciąż niepewna. – Dużo czasu mi zabrało, nim się tu dostałem – odparł ptak. – Upłynęły wieki, odkąd po raz ostatni musiałem szukać drogi w ciemności. – Ale czy tobie wolno tu przebywać? Czy wolno ci przebywać wewnątrz smoka? – Chodzi ci o to, że bestia ma wszystko pod kontrolą? – Kruk wybuchnął szyderczym śmiechem. – Tak, smok chciałby, abyś w to uwierzyła. To wielki obłudnik. – Zakrakał cicho. – Smok, oczywiście, ma o Kruku identyczne mniemanie. – Tylko czemu tu jesteś? – Co to ma znaczyć: czemu tu jestem? Kruk to stwórca wszechrzeczy! Może być wszędzie, gdzie tylko ma ochotę. – No, tak – odparła Mary Lou. – Oczywiście. – A teraz się stąd wynośmy. Kruk nie znosi swądu smoczego ognia. Swądu smoczego ognia? Mary Lou niczego nie czuła. Cóż, przecież nie była Krukiem. Chętnie by się teraz odwróciła do Garo i porozmawiała z nim na osobności. Tylko jak miała tego dokonać w absolutnej ciemności? Zamiast tego pomyślała o nim. – Muszę już iść. – Oboje mieliśmy nadzieję, że tak właśnie się stanie! – krzyknął Garo. – Myśl o mnie czasem! Poczuła, jak coś twardego trącają w ramię – coś jakby ptasi dziób. – I myśl o smoku! – Głos Garo pogrążał się we wrzawie tysięcy innych. – Czego nie chce, żebyś wiedziała? I wówczas Mary Lou odniosła wrażenie, jakby stanowiła część Kruka; szybowała wśród przestworzy, machając skrzydłami. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI Zrezygnowali z wiązania pani Smith. I tak nie miała sił, żeby uciekać. Skoro nie mogła już liczyć na moc klejnotu, postanowiła zdać się na swoją inteligencję. Przypuszczała, że istnieje jakiś sposób, aby podejść Nunna. Może też, jeśli wykaże się dostatecznym refleksem, zdobędzie ukryte gdzieś tu smocze oko? – Jesteś dobrym mówcą – powiedziała do niego, kiedy czekali na pozostałych. No i na kamień. – Niewątpliwie byłeś kiedyś wykształconym człowiekiem. Nunn wyszczerzył zęby. – Zanim stałem się tym, czym jestem dzisiaj? Tak, niewątpliwie. Ale to dawne czasy, moja droga pani. Constance postanowiła drążyć temat. – Co cię tu sprowadziło? – Oprócz smoka? Potrząsnęła głową. – Już ty dobrze wiesz, o co mi chodzi. Co cię zmieniło i uczyniło takim, jakim jesteś teraz? Nunn uniósł dłonie. – Odpowiedź jest prosta: smocze oczy. Zmieniają każdego, kto wejdzie z nimi w kontakt. I ciebie oczywiście zmieniły, chociaż wolałabyś tego nie rozgłaszać. Poczekaj na dzień, kiedy kogoś zabijesz w obronie swej mocy. Ten dzień nadejdzie. Może i nadejdzie, pomyślała. Ale nigdy nie będę taka jak ty. Z sąsiedniej izby dobiegł czyjś wrzask. Nunn popatrzył ostro na Węża. – To chyba Kulawiec – wyjaśniał oberżysta. – Kto to taki? – Pełnił wartę. – Na widoku? – dopytywał się Nunn. – No, niezupełnie. Miał siedzieć w ukryciu. – Wąż zaczynał się pocić. Nunn obdarzył Constance uśmiechem. – Interesujące. Widać mamy gości. – I co teraz? – spytał Wąż. Nunn przypatrywał się osadzonemu w dłoni kamieniowi. – Co teraz, pytasz? – Twoi wrogowie przybywają! – Na twarzy Węża malowało się zniecierpliwienie. – Chodźmy tam i zróbmy z nimi porządek! – Czy aby powinniśmy? – Czarodziej zacisnął palce w pięść. Mam wrażenie, że tego właśnie nie powinniśmy robić. Oberżysta wydawał się całkowicie zbity z tropu. – A to czemu? Nunn znów się uśmiechnął w stronę pani Smith. – Ten wrzask był swoistym komunikatem. Można by rzec: przynętą. Bo jeśli chodzi o moich wrogów, to gdyby chcieli zbliżyć się do nas chyłkiem, z pewnością by im się powiodło. Ale nie, oni obwieszczają swoją obecność. – Spojrzał na Węża, już się nie uśmiechając. A dlaczego? Żeby nas wciągnąć w pułapkę i uszczuplić nasze szeregi. – Czy to pewne? – Wąż potoczył wzrokiem po twarzach zebranych w kuchni zbirów. – Cóż zatem prostszego, niż zaatakować ich od tyłu? – Skoro musisz – rzekł Nunn, wzdychając. Wąż grzmotnął pięścią w stół. – Poślijmy jeszcze paru chłopców tajnymi przejściami! – Tak uważasz? – Nunn kiwnął sztywno głową z na wpół zamkniętymi oczami, jakby podsumował bezgłośną, prowadzoną w myślach rozmowę. – Wcale niegłupi pomysł. Nawet jeśli niczego nie zrobią naszym przeciwnikom, podsłuchają ich, a my zdobędziemy trochę informacji. – Otóż to! – Wąż kiwnął na swoich ludzi. – Blizna, wyjdź i każ Jackowi, by razem z chłopakami otoczył tawernę. Davy, ty pójdziesz przejściem za fałszywą ścianą. Jednooki, ruszysz przez składy. Który z was pierwszy dotrze do chłopaków w głównej izbie, niech im powie, co mają robić. Później zdacie mi relację. Tylko się uwijajcie! I nie ryzykujcie bez potrzeby! Wszyscy trzej rozeszli się, aby spełnić powierzone im zadania. – No, zaraz się dowiemy, co tam się dzieje! – oświadczył Wąż. – Dowiemy się albo i nie – rzekł Nunn. – Okaże się za to, jak są przygotowani nasi przeciwnicy. – Spojrzał na klejnoty umieszczone w dłoniach. – Zadziwiające. Można się tak uzależnić od tych kamieni, że bez nich trudno cokolwiek zdziałać. – Odwrócił się do pani Smith. – Cała ta sprawa przerwała naszą nader przyjemną pogawędkę. Na czym to skończyliśmy? A tak, chciałaś naciągnąć mnie na zwierzenia, może nawet odkryć jakąś moją słabość, żeby ją wykorzystać przeciwko mnie w przyszłości