To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

– Postawiliśmy go na lodowej wysepce, bo potrzebowaliśmy solidnego wsparcia dla fundamentów. W innym przypadku lokalizacja nie miałby najmniejszego znaczenia. Równie dobrze mógłby dryfować po oceanie. Pamiętaj jednak, że stały plac budowy umożliwia nam prowadzenie szczegółowych pomiarów prędkości wiatru i tym podobne rzeczy. – Wiem – mruknął Helmuth. – Lecz w żaden sposób nie dajesz tego po sobie poznać. Dlaczego upierasz się, że Most musi dokądś prowadzić? Prawdę powiedziawszy, nasz „Most” wcale nie jest mostem. Tak go nazwaliśmy, bo w czasie pracy skorzystaliśmy z kilku rozwiązań stosowanych przez saperów. Bardziej przypomina olbrzymią suwnicę. Wiedzie donikąd, ponieważ takie było założenie. Co innego, gdybyśmy budowali połączenie między Dover a Calais. Tu nasze wysiłki prowadzą w zupełnie innym kierunku. To most do wiedzy, Bob. Dlaczego nie chcesz tego zrozumieć? – Rozumiem doskonale i przed chwilą właśnie o tym mówiłem – odparł Helmuth. Z trudem panował nad zniecierpliwieniem. – Mam dość rozumu, by wiedzieć tak podstawowe rzeczy. Próbuję ci zwrócić uwagę, że próba konfrontacji dwóch kolosów – ziemskiego i kosmicznego – z góry skazuje nas na przegraną. Jowisz zwycięży bez trudu. Posłużę się twoim porównaniem. Załóżmy, że konstruktorzy mostu pomiędzy Dover i Calais dysponują do jego budowy wyłącznie drewnem. Owszem, kosztem wielu wysiłków wznoszą na tyle trwałe przęsła, że w pogodny dzień można przedostać się na drugi brzeg. Lecz co się stanie, gdy nad kanał nadciągnie sztorm z Morza Północnego? Przecież to pomysł idioty! – Dobrze – z niezmąconym spokojem powiedział Dillon. – Przedstawiłeś swój punkt widzenia. Czy jesteś gotów zaproponować jakieś rozwiązanie? Czy powinniśmy zaniechać wszelkich działań, ponieważ Jowisz jest zbyt wielki? – Nie – odparł Helmuth. – A może tak. Nie wiem. Nie znam odpowiedzi. Po prostu czuję, że nasza praca do niczego nie doprowadzi. Dillon uśmiechnął się. – Dzisiejszy dzień kosztował cię sporo nerwów. Spróbuj się zdrzemnąć; czasem podczas snu przychodzą do głowy najlepsze rozwiązania. I przestań myśleć o zagrożeniach. Pozornie uśpiony księżyc, na którym się znajdujemy, jest równie niebezpieczny jak powierzchnia Jowisza. Czy pomyślałeś kiedyś, że jeśli wyjdziesz z bazy bez skafandra, przed upływem sekundy padniesz martwy? – Tak. Teraz – odpowiedział Helmuth. Wiedział, że nadchodząca noc nie przyniesie mu ukojenia. KSIĘGA DRUGA INTERMEZZO: Waszyngton Afazja semantyczna niszczy właściwe znaczenie zdań i wyrazów. Poszczególne słowa bądź symbole są nadal zrozumiałe, lecz umyka koncepcja całości. Wszelka forma działania zostaje sprowadzona do rutynowego wykonywania poleceń i nikt nie pyta o powody (...) Nikt nie potrafi sformułować ogólnych założeń, choć każdy umie mówić o szczegółach. HENRI PIERON Po zakończeniu szczegółowych badań nad jedynką jesteśmy przekonani, że wiemy wszystko o dwójce; wszak „dwa” to Jeden i jeden”. Zapominamy, że „i” nie zostało poddane analizie. A. S. EDDINGTON Raport podkomisji śledczej powołanej przez senacką komisję nadzoru nad przebiegiem realizacji programu „Jowisz” był opasłą księgą, zwłaszcza że trafił na biurko Wagonera w pierwotnej, nie poprawionej formie. Za dwa tygodnia miała ukazać się wersja oficjalna – ładnie zredagowana i wydrukowana, lecz mniej czytelna i pełna ogólników. Wagoner nie miał ochoty na zabawy stylistyczne; chciał poznać prawdziwą opinię siedmiu autorów sprawozdania, przeznaczoną wyłącznie „do użytku wewnętrznego”. Co prawda raport w ostatecznym kształcie również nie był adresowany do szerokiego kręgu czytelników. Na pierwszej stronie maszynopisu widniał stempel „ściśle tajne”. Rządowy system klasyfikacji danych już od dawna nie śmieszył Wagonera, choć tym razem na twarzy senatora pojawił się cierpki uśmiech. Most niewątpliwie był tajnym przedsięwzięciem, lecz dokument sporządzono ponad rok temu, a wiele zawartych w nim informacji zdążyło już dotrzeć do opinii publicznej. Skąpe fragmenty pojawiły się nawet w prasie. Senator wiedział też, że co najmniej dziesięciu przedstawicieli opozycji oraz dwóch, może trzech członków jego własnej partii próbowało wykorzystać niektóre punkty sprawozdania i nie dopuścić, by Wagoner powtórnie zasiadł w ławach Senatu. Na ich nieszczęście do dnia wyborów wykonano zaledwie jedną trzecią prac redakcyjnych, toteż mieszkańcy Alaski nie mieli żadnych wątpliwości, kto nadal powinien reprezentować ich stan w Waszyngtonie. Wagoner przewrócił kolejną stronicę. W miarę lektury coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że treść raportu i tak nie nadawała się do wykorzystania podczas kampanii wyborczej